Skocz do zawartości

jarek996

Modelarz
  • Postów

    4 929
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    57

Treść opublikowana przez jarek996

  1. Ja to "Cole" 2 x w roku, ale wtedy leci KLASYK!
  2. Typowe problemy XXI wieku. Kiedys byl butapren i nikt nie mial zadnych alergii, a dzisiaj jakies CYJANOAKRYLE ? No a tak powaznie, to ja nie mam moze uczulenia, ale jak sie dluzej z nim pracuje, to daje troche po zaworach! Ciezko u mnie ze skutecznym wietrzeniem, wiec staram sie kleicc(jesli duzo) blizej bramy garazowej. Zdrowe (opary) to one na 100% nie sa.
  3. Ja tam rzadko wode trzymam. Czesciej piwo, ale ale nikt sie niczego nie zdazy zazwyczaj spodziewac, a napiecie NIGDY nie zdazy wzrosnac ?
  4. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Dzisiaj seteczka z kolesiem, fajne sloneczko i chyba z 14-15 stopni. Mozliwe, ze to jeden z ostatnich takich dni. Po treningu zasluzone piwko. Co za piwo! Warto bylo pedalowac ?
  5. To tylko mniejsza czesc kolekcji ?
  6. Nie zapomnij o GAZNIKACH ?
  7. Odpada! GDZIE ja te puchary bym stawial? Wszystkie polki (a to tylko jedna z wielu!) obstawione ksiazkami o "naziolskim" lotnictwie (OK, czesc nie o naziolskim). No a na polkach w innych pokojach mam zakaz eksponowania MOICH rzeczy? Ja za to, wreczam sobie co chwile puchar (z piwem) za kolejny kolarski wyczyn ? Wlasnie za godzine z haczykiem i de "pyknac" kolejna seteczke!
  8. Jak to w zyciu najczesciej bywa; NAJBARDZIEJ przejmuja sie Ci , ktorych sprawa NIE dotyczy ?
  9. No wiesz co! To CO ja bym wtedy robil?
  10. Jeszcze mniej?
  11. A to nie jest to samo??? Helikopter przeciez i lata i wisi ?
  12. Tak sobie wisi ;
  13. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    No i nagle budze sie OSTATNIEGO dnia mojego krotkiego wyskoku. Wygladam przez okno i faktycznie jest pochmurnie, ale deszczu nie widac. Ubieram sie, toaleta, wskakuje w ciuchy rowerowe i ruszam. Jako ze dzisiaj TYLKO 100 km, wiec ruszam bez sniadania z planem, aby szamnac cos po drodze. Wyjazd z miasta przez jeden z mostow, ostanie fotki i w droge! Na poczatek asfalt i wyjazd z miast chyba pierwsza glowna droga zaraz po autostradzie (bo takowa tez laczy oba miasta). Po okolo 15 km zjazd na bardziej podrzedna i zaczynaja sie PIERWSZE lekkie pagorki podczas calego wyjazdu! Przejezdzam przez miasteczko-wsie i widac ze dookola musi byc wiele winnic, bo wszedzie sa szyldy piwnic winnych. Droga ciagle gora-dol, ale czas w koncu zjechac na zwirki. Jade rownolegle do asfaltu i po kilku km wjezdzam nan z powrotem i zaczyna sie DLUUUUGI podjazd! Och jak mi brakowalo podjazdow!! Wspinam sie zwawo 4 km ze srednim nachyleniem 5%. Piekne uczucie, bo lubie sie wspinac. Dojezdzam na szczyt i dlugi powolny zjazd w strone Dunaju. Do Dunaju NIE bedzi mi jednak dane dzisiaj dojechac (dojade dopiero w samym Belgradzie). Staje w jakims miasteczku, kupuje jakies ciacho, jogurt i robie sobie "sniadanie" Pozniej bardzo pofaldowanymi asfaltami (kiepskimi) wyjezdzam w koncu na BAAAARDZO dluga prosta. Wieje mocno, ale dzisiaj na szczescie TYLKO w plecy. Klade sie na kierownicy i pomykam sobie ponad 40 km/h. Jade tak chyba ze 25 km, zwalniajac tylko we wsiach. Dookola tysiace ha sadow. Glownie jablka i brzoskwinie + nektarynki. W niektorych trwa koncowka zbiorow. Wiekszosc ma konstrukcje stalowe z rozciagnieta czarna siatka (ochrona przed sloncem). Wsie pojawiaja coraz czesciej, co jest oznaka, ze zblizaja sie glebokie przedmiescia Belgradu. Pozniej znowu dlugie proste i wjezdzam do miasta (tzn PRZEDMIESCIA). Staje w kawiarence , kupuje kawke i jakis napoj, czasu mam duzo, bo poszlo duzo szybciej jak wyliczalem. Dojezdzam w koncu do MIASTA, jade dlugo jakimis starymi dzielnicami i dojezdzam w koncu do Dunaju. 10 km wzdluz rzeki (piekne sciezki) i skrecam w strone mojego sklepu gdzie czeka na mnie karton. Dojezdzam do sklepu, karton z moim imieniem stoi na dole w warsztacie. Wyszlo dzisiaj 102 km. Rozkladam i pakuje rower, przebieram sie i ide do pobliskiej restauracji cos zjesc i wypic jakies jedno z ostatnich piwko. Mam prawie 2 godz, (sklep zamykaja o 15.00), a odlatuje o 18.10. Przychodze do sklepu o 14.50, chlopaki zamawiaja mi taxi do lotniska (12 EUR), bo do autobusu ktory konczy na lotnisku mam dwa kilometry. Taksiarz (mlody chlopak) jest bardzo pomocny i doradza mi aby odwiedzic muzeum lotnictwa przy lotnisku. Poniewaz mam kupe czasu pomysl jest DOSKONALY! Na miejscu okazuje sie jednak, ze trwa tam remont i jest nieczynne? Taksiarz opowiawal mi (dosyc dumny), ze sa tam szczatki F-117 straconego przez Serbow 27 marca 1999, podczas dzialan wojennych. Szkoda, ze z muzeum nie wyszlo, ale w Serbii jeszcze pojezdze, wiec na 100% tam trafie. Odlot punktualnie, zasypiam natychmiast, a budzi mnie pier.......cie kolami o pas w Malmö. Koniec wyjazdu. P.S: Jak wszedlem na lotnisko i "odprawilem" rower, kupilem piwko i siadajac przy oknie zauwazylem, ze na zewnatrz pada deszcz!!! Na mnie nie spadla ZADNA kropla podczas tych czterech dni ?
  14. Z lewej polowa kierownicy rowerowej skrzyzowana z gorna sztuczna szczeka, w srodku gryf sztangi z orczykami, a z prawej 10 kG ciezarek. CO TO K....A JEST ??? Mowilem Ci juz kiedys Krzysiu, znajdz sobie jakies INNE hobby, a modelarstwo zostaw NAM ?
  15. Tyle, ze Irka ma przynajmniej dosyc ladna nazwe, a moj sie nawet nie ukrywa !
  16. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Otwarte cala dobe. To write shop opening hours until midnight use, for example, "00:00–24:00", "07:00–24:00". To stacja beznynowa.
  17. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Spie troszke lepiej jak pierwszej nocy ( pierwszej po PRAWDZIWYM pedalowaniu). Budze sie o 6.30, jak zwykla toaleta, przeglad wiadomosci, wstepne pakowanie i schodze na sniadanie (7.30). Panie chyba zapomnialy przekazac personelowi, bo dostaje tylko kawe (po "turecku") i czekam. W koncu interweniuje i pani robi 3 mi sadzone jaja z trzema wielkimi kawalkami sloniny (bekonu). Zjadam dwa jajka (+ chleb i pomidory), jeden plaster tego bekonu i jakos odechciewa mi sie wiecej. Dopijam kawe i ide sie przebrac. Place za hotel (18 EUR), a za sniadanie dodatkowo 2 EUR ? Jade najpierw do bankomatu, bo skonczyly mi sie prawie dinary, a w malych wioskach czasem lepiej miec na wszelki wypadek cash (choc na razie nie bylo problemu z karta). Ruszam z miasta droga asfaltowa i smigam na Apatin. Po 5-6 km skrecam w w prawo i po jeszcze 3-4km dojezdzam do Dunaju. Wjezdzam na wal i DO ROBOTY! Choc przede mna dzisiaj tylko 160 km, trzeba sie streszczac, bo na 100% albo cos sie przydazy, albo beda fajne miejsca, gdzie bedzie sie chcialo postac dluzej. Zapomnialem, ze mam lekkiego kaca, bo wczoraj w samym Sombor wypilem chyba ze 4-5 piw (i to nie byloby problemem), ale do ryby wzialem niestety wino. Wszystko sie to wymieszalo, organizm oslabiony i trzeba to teraz z niego "wygonic" ? Pije wiecej jak zwykle i to na razie pomaga. Na poczatek droga z plyt betonowych ze strasznymi dziurami! Niby twardo, ale wolalbym rownym zwirkiem! Ptaki spiewaja, zajace biegaja, krotko mowiac ; SIELANKA! Nie odczuwam jakos dwoch poprzednich dni, nie mam zadnego "zniechecenia" do pedalowania czy do siedzenia w siodle. Uplywu sil, tez zadnego nie czuje! Przelatuje przez Apatuin i chyba po 15 km (okolice Bogojeva) spotykam goscia, ktory jedzie w przeciwna strone. Zatrzymuje go i zaczynamy rozmawiac. Gostek okazuje sie Amerykaninem (Bruce z Chicago) i jedzie w odwrotnym kierunku jak ja; z Rumunii do Wiednia. Okazuje sie bardzo rozmowny (wczoraj napotkany Amerykanin, niestety nie byl zbyt gadatliwy) i gadamy sobie chyba z 15 min. Otwarty, usmiechniety i mily gosc! Tacy przewaznie sa wlasnie Amerykanie! Bardzo latwi w zlapaniu kontaktu i bardzo otwarci. Wymieniamy "WHATSAPPy", zegnamy sie jak starzy znajomi i kazdy rusza w swoja strone. Droga robi sie zwirkowa, a nagle przechodzi w trawiasto-piaskowa. Ciagnie sie tak chyba z 15 km, ale co robic, trza krecic, bo moze byc lepiej? Pozniej robi sie troszke lepiej, TZN znow betonowe popekane i podziurawione plyty. Odwracam sie w koncu w strone wschodu i lapie ZACHODNI wiatr w plecy. Od rana mocno wieje, a do tej pory bylo jechalem raczej POD wiatr. Przyspieszam natychmiast, skaczac na tych cholernych plytach. Pozniej przechodzi to w asfalt (ale w taki z ktorego rosnie wiele kep trawy) i jest troszke lepiej. Chetnie wypilbym wszystko co mam (lekko suszy), ale zrobie to dopiero jak znajde nastepne "tankowanie". Na asfalcie wiele samochodow (wedkarze) i blizej wiosek pojawiaja sie nawet jacyc miejscowi na rowerach. Po drugiej stronie Dunaju jest chorwacki VUKOVAR, ale przez drzewa i zarosla widac tylko koncowki kominow. Mostu w kazdym razie zadnego tutaj nie ma (byl 20 km wczesniej). Jade dalej oszczedzajac plyny i chyba po 20 km dojezdzam do wsi Backo Novo Selo. Tam opijam sie do nieprzytomnosci tankujac do pelna moje bidony. Zapomnialem dodac, ze ten plaster bekonu wisi mi ciezko na zoladku od samego rana. Chcialbym cos zjesc, ale zoladek daje znac, zeby tego NIE robic. Bedzie mi sie nim czkalo jeszcze ze 40 km. Robi sie coraz cieplej i to tak, ze az czuje na sobie prawdziwy letni GORAC. Poce sie tyci wiecej, kac + bekon ktory nie chce sie zdecydowac, czy zostac, czy wyjsc ? Samopoczucie wiec takie sobie, dobrze ze chociaz nogi kreca jak zwykle. Mijam jeden ze zjazdow do Dunaju i mysle sobie, ze w koncu trzeba do niego zjechac! Zawracam zjezdzam i okazuje sie trafiam na kilka wedkarskich domkow. Trwaja jakies prace remontowe, czesc szykuje sprzet, a ja wpadam prawie na samochod na slowackich blachach! Pytam najblizszego mi kolesia GDZIE sa Slowacy, a on pokazuje, ze na koncu, przy ostatnim domku. Dojezdzam i zaczynamy sobie pogawedke, Przy stole siedzi mieszane towarzystwo (Serbowie, Slowacy i Wegrzy) i gra w pokera. Wiekszosc lekko (lub bardziej) wcieta, jest wesolo i glosno. Proponuja mi dwiescie ml rakiji, ale odmawiam, bo bekon dalej w rozkroku. Wybieram piwo, gadamy jeszcze troche i musze ich pozegnac. W kociolku maja gulasz jagniecy, ale mowia, ze jeszcze niestety godzina, zanim bedzie jadalny. Ruszam dalej i po chyba 7 km musze sporo odjechac od glownego Dunaju, bo sa jakies boczne kanaly i rozlewiska, Zblizam sie powoli do miejscowosci Backa Palanka i tam planuje zrobic sobie przerwe. Wracam do Dunaju i po "chwili" wapdam do Backiej. Tutaj tez jest most (po drugiej stronie lezy chorwacki Ilok). Wjezdzam na deptak, siadam w knajpce i wiele ryzykujac zamawiam (jak nigdy wczesniej o tej porze!) kotleta z piersi kurczaka z ziemniakami, marchewka z groszkiem i jakies 2 picia. Nie wiem CO mnie wzielo na jedzenie, ale chyba bardziej chcialem "przegonic" ten cholerny plaster bekonu jak sie najesc. Zjadam o dziwo prawie wszystko i samopoczucie mi sie znacznie poprawia!!! Siedze jeszcze z pol godzinki, podkarmiam resztkami miejscowe burki i w koncu zbieram sie dalej. Czeka mnie okolo 10-12 km jazdy zwykla droga (nie ma tutaj nic przy Dunaju) i staram sie przejechac to jak najszybciej. Ruchu wielkiego nie ma, ale chce po prostu ZJECHAC z tej drogi. Dojezdzam do Celareva, zalewam bidony i ruszam w strone Dunaju. Jakosc szlaku sie bardzo poprawia i mozna powiedziec, ze jade prawie wzorcowym asfaltem. Wyprzedzam grupki miejscowych "kolarzy", jedna widze nawet probuje mnie gonic, ale w koncy gubie ich wszystkich. W jakis sposob czuc, ze zblizam sie powoli do duzego miasta, Wiecej rodzin przy brzegu, rowerzysci z rodzinami i wielu pieszych. Zapomnialem dodac ze w Banskiej Palance na tablicy informacyjnej przy stacji benzynowej, wyswietlala sie temp. 29 stopni!!! Zapowiadali 28, wiec raczej nie bylo to niespodzianka. Dojezdzam do miasteczjka Futor, ktory jest glebokim przedmiesciem, miasta Novi Sad. Zasuwam ponad 30 km/h i widze w oddali wiezowce i inne budynki. Dojezdzam do miasta, wskakuje na sciezke rowerowa i musze zwolnic, bo biega masa dzieci, jezdza dziesiatki niedzielnych rowerzystow i zrobilo sie naprawde "gesto" i srednio bezpiecznie. Dojedzam do skrzyzowania, chce wyciagnac telefon zeby sprawdzic GDZIE dalej, a w tym momencioe mija mnie profesjonalnie ubrany chlopak na calkiem niezlej czasowce. Zatrzymuje go, pytam o centrum i slysze, ze NIE mowi do mnie po serbsku. Pytam skad jest, a w odpowiedzi slysze, ze z Abchazji!!! Pytam o centrum, hotele, a on mi na to, ze mnie podprowadzi do centrum. Gadamy po drodze (juz teraz to po rusku). Okazuje sie, ze Novi Sad to "ruskie" miasto. Ucieklo tu wielu ruskow, ktorzy nie sa zwolennikami wojny i Putina. On sam (z rodzina) rowniez tutaj znalazl "azyl". Jest bardzo mily, ale piwka nie chce wypic, bo mowi ze jezdzil dluzej jak planowal i zona z dzieckiem mu nie wybacza. Zegnamy sie, wymieniamy "WHATSAPPami" i ja siadam w knajpce na piwo, a on zmyka do domu. Tuz przed ta knajpa lapie gume, ale powietrze ucieka tak wolno, ze po piwku postanawiam tylko dopompowac i dojechac do hotelu. Korzystam z WIFI, znajduje nocleg, koncze piwo, podpompowuje i przez miasto jade w strone noclegu. Naprawiam detki, prycha , wiadomosci i kontakt z rodzina, a pozniej sie przebieram i zmykam do miasta. Ssie mnie niesamowicie i w najblizszym sklepie kupuje 2 butelki napoju (330 ml) i wypijam je duszkiem. Zamawiam pljeskavice i dokupuje JEZSCZE trzy butelki. Wypijam jedna do jedzenia, a dwie biore na noc, gdyby mnie zaczelo ssac ? Sprawdzam jeszcze pogode i niestety od jutra zapowiadaja lekkie opady i ochlodzenie, Zasypiam prawie natychmiast. Za jakimi WAMI! Ja sam jezdze ?
  18. To chyba mialo wyladowac w NASZYM PEDALOWANIU?
  19. Jeszcze nie. Spadl mi niestety z "wieszaka" i ma kilka uszkodzen (moze nic powaznego, ale zrobic bedzie trzeba). Na razie jest POLKOWNIKIEM ?
  20. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Marcin; BEZ pieluchy bys tego NIE przejechal ?' Po kazdej trasie, Garmin niby wylicza ILE powinno sie odpoczywac. Po pierwszym dniu, mialbym niby zrobic 2,5 dnia odpoczynku ?
  21. Krzysiek jest w tym wieku, ze drazek jest juz NIERUCHOMY ? Ech, gdybym ja tyle nie jezdzil rowerem, to bym Ci pokazal JAK sie robi fotel pilota ?
  22. Oryginalny "inaczej". Klasyczna, francuska "szkola designerska" z tamtych lat ? Irek, a mieli "za Zubra" imbusy i Philipsy? Jak ZUBR, to tylko taki ?
  23. No a to miejsce parkingowe (nr 35) masz wykupione, czy kleisz, jak "wlasciciel" jest w pracy???
  24. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Jak zwykle, po "nadludzkim" (?) wysilku spalo mi sie tak sobie. Przewracanie sie cala noc i rwane sny. No ale ja juz tak mam. Budze sie o 6.45, toaleta, wiadomosci i sniadanko o 7.30. Gospodyni sie popisala i sniadanie bylo FANTASTYCZNE. Jedyny problem, ze bylem srednio glodny i zjadlem polowe tego co dostalem ?. Siedzac na kibelku skleilem jeszcze dziurawa detke (trzeba oszczedzac KAZDA sekunde!), pozegnalem sie z gospodarzami i pojechalem! Najpierw kawalek asfaltem (z powrotem ku Dunajowi), a potem wskok na pollesne trakty. Oj nie bylo to mile! Wolabym sie pobujac na poczatek ze 25 km czyms twardym, a tutaj od razu atak na moj tylek ? Powoli sie rozgrzewam, a i powietrze sie rowniez rozgrzewa! Ma byc ( i bedzie ) dzisiaj 26 stopni!!! Zdejmuje kamizelke (jade na krotko) i pomykam walami przed siebie. Piekne widoki, choc dla nielubiacych takiej natury mogloby sie to wszysko strasznie "dluzyc". Trzeba zdac sobie sprawe, ze byly tam odcinki po 25 km jazdy walem , szutrowa droga i ten wal bylo widac przed soba ladnych kilka km! Dunaj sie wije, ale jednak nie za ostro. Trzeba miec mocna psyche, zeby krecic i zdawac sobie sprawe, za tak bedzie jeszcze 150 km!!! Ja na szczescie UWIELBIAM jezdzic samotnie i blisko natury i do tego MAM silna psyche. "Spotykam" ciagle dziesiatki przeroznych ptakow (nawet orly, ale o tym bedzie pozniej!), saren, zajecy i dzikow. Powietrze az oddycha, a oprocz tego Dunaj wije sie leniwie po mojej prawej rece. Musze dodac, ze tym razem ma MODRY kolor! Taka piekna mieszanka zieleni i blekitu. Jest chyba dosyc niski stan (widac dziesiatki kilometrow odkrytych piaszczystych lach), ale moze tylko mi tak wydaje. Moze tak jest tutaj zawsze. Droga na wale zmienia w koncu na utwardzona (najpierw betonowe plyty, a pozniej asfalt) i ku mojej uciesze (a raczej moj tylek sie cieszy) jest tak prawie 40-50 km! Czasem przerwane jest to kilometrem zwiru, ale to jest pikus w porownaniu do piasku z kepami trawy! Staje sobie na piwko (niestety lane maja tylko czeskie, a ja ZAWSZE jak jest mozliwosc pijam miejscowe, nawet jak smakuje tak sobie). Zasluzony odpoczynek, 0,5 l piwka i ruszam dalej. Dojezdzam do mijescowosc Baja (bardzo fajne miasto, jak prawie wszystkie wegierskie. Maja ten swoj charakter "austro.wegierski"! ) Wspaniale stare budynki, duze place w centrum. Zupelnie inaczej jak w Polsce. Przejezdzam przez miasto i uciekam dalej. Postoje robie tylko jak MUSZE, bo chce jak najszybciej dojechac do spania (prysznica)! Za Baja tankuje picie, zjadam drozdzoweczke (to wszystko do jedzenia przez caly dzien, bo nie lubie jesc podczas jazdy i NIE mam z tym zadnych problemow) i wbijam sie znowu na asfalt. Tam lapie kolarza i umawiamy sie, ze ciagniemy na zmiane (?). Niestety pomimo, ze on smiga na szosowce, jego "ciagniecie" pozostawia wiele do zyczenia. Po kilku km mowie mu, ze jednak smigam wlasnym tempem (on chyba myslal, ze WOLNIEJ), przyspieszam i mu odjezdzam. Jeszcze jak stalismy, to zrobilem zdjecie jego bidonu. Moze to co mial w bidonie, tlumaczy jego kiepska forme ?. Ja tam w kazdym razie wole napoje energetyczne. Po 15 km lapie gume, ale nawet mnie to cieszy, bo zmiana detki jest forma krotkiego wypoczynku, z ktorego NIE moge zrezygnowac. Ruszam dalej i w koncu dojezdzam do granicy wegiersko-serbskiej. Olbrzymie zasieki, podwojne (czy nawet potrojne) ploty. Krotko mowiac ; TUTAJ sie konczy unia (niespelnione marzenie Kaczynskiego ?) Odbijam w lewo, bo musze niestety odjechac od Dunaju i udac sie w strone LEGALNEGO przejscia, aby miec legalny wjazd do Serbii. Zreszta chyba i tak bym daleko nie zajechal, probujac na dziko. Ostatnie piwo na Wegrzech i pozostaje 10 km do granicy. Granica lekko senna, jacys mlodzi Wegrzy ida z plecakami na druga strone. Szybka odprawa i wlatuje do Srbskiej. Wyglada podobnie jak na Wegrzech, w pierwszej wsi gigantyczny plakat Orbana z premierem Serbii. Caly region przygraniczny zamieszkaly jest przez spora mniejszosc wegierska, wiele tu szyldow dwujezycznych, a po kosciolach (brak cerkwii!!) widac, ze to stare magyarskie ziemie. Pedaluje jeszcze ze 40 km i zamiast do Apatina, postanawiam pojechac do Sombor. Miasto duzo wieksze (okolo 80 000), bardzo ladne, choc troszczeke zaniedbane (ale zaden SYF TOTALNY). Znajduje nocleg (18 EUR!!!), a ze sniadaniem 20 EUR ? Przebieram sie i wyskok na misto! Przed wjazdem do miasta, strzelilem jeszcze browca w "znakomitym" towarzystwie (piwo bylo po 120 dinarow, gdzie normalnie zaczyna sie po 200). Miejscowe zuliki jak uslyszaly SKAD i DOKAD jade, to az zaniemowili, a jeden wstal i przezegnal sie 3 razy po "ichniemu" ? Chcieli mi postawic szklanke rakiji, ale jakos nie mialem ochoty i podziekowalem. Pozniej jeszcze walnalem male piwko podczas szukania noclegu ? Na kolacje zamowilem ryby z Dunaju z cala masa dodatkow. Nazarlem (i opilem) sie nieziemsko, przeszedlem po miescie, zakupilem plynow na noc (wlacza mi sie takie ssanie, ze potrafie czasem wypic 2 l !!!) i poszedlem spac. P.S. ORZEL (tam latala para, ale drugi "wyskoczyl" z kadru) na ostatniej fotce! Mozna powiekszyc i dostrzeze sie latwo roznice w wygladzie. Krotki ogon i "rozczapierzone", szerokie koncowki skrzydel. Zjecie kiepskie (robione w czasie jazdy), ale one tez byly dosyc wysoko! P.S: 2: wiem ze opis mojego dnia zajmie Wam 3 min czytania, ale pamietajcie, ze u mnie trwalo to prawie 10 godzin !!!!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.