



-
Postów
2 818 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
27
Treść opublikowana przez Viper
-
Ja mam wiosło w domu i muszę przez zimę się do niego regularnie przyłożyć. Bardzo fajne ustrojstwo, polecam. Dziś zgodnie z Twoją radą pojeździłem trochę po zmroku i wręcz po ciemku. Padła mi lampka z przodu, właśnie ładuję i posprawdzam, bo niby była naładowana, a nie świeciła, a po podłączeniu do ładowania świeci. No cóż zobaczę jeszcze raz jak będzie po naładowaniu. Ale powiem szczerze jazda w dużym mieście fajna nie jest, za dużo oślepiających świateł, więc w sumie jechałem dużo wolniej i ostrożniej, ale za to zamiast stać w korku trochę się odświeżyłem.
-
To przejaw pewnej ogólnej tendencji widocznej na tym i innych forach, ale również w dyspucie publicznej, życiu politycznym, wręcz codziennym. Nie wiem/nie słyszałem/nie widziałem/nie czytałem/nie potrafię/nie znam się (tu wstaw inne nie.... ), ale profilaktycznie się wypowiem.
-
PZL P-11C model wycinany laserem - wersja elektryczna od strony 10
Viper odpowiedział(a) na Lech Mirkiewicz temat w Półmakiety
Mobilizujecie mnie Panowie Moja 1,5m wciąż sprawna i cieszy, a 2m w końcu zbuduję i oblatam. -
Wczoraj piękne słońce, ale ja miałem pracę do późna. Dziś miałem dzień wolny, za to od rana podwiewało, a słońce schowało się za chmurkami, mimo ro wyskoczyłem na szybką traskę wzdłuż Wisły po Warszawie i prawie 40-tka zaliczona. Wróciłem, zjadłem obiad to i słońce wyszło, ot taka niesprawiedliwość
-
I kto to pisze?!?!? Skoro nie obejrzałeś części drugiej, bo masz takie, a inne przemyślenia, czy odczucia po pierwszej, Twoje prawo, ale to czemu komentujesz w wątku poświęconym drugiej? I kto tu marudzi?
-
Może zdolniejszy jesteś i Ci nie przeszkadzała ?
-
Nie bardzo rozumiem, co ma piernik do wiatraka?!?!?! To że Gość się przeleciał Iskrą, to niby co ma oznaczać a`propos tematu tego wątku, czyli wątku poświęconego filmowi rozrywkowemu. Co ma Iskra do Horneta, no chyba że na fali sukcesu filmu kolejny Miś się lansuje ? A swoją drogą to trzeba być niezłym bajerantem, żeby nie powiedzieć ignorantem by chociażby w tytule porównywać Iskrę, czyli przedpotopowy samolot szkolny (z całym szacunkiem dla Konstruktora i samolotu, którego też jestem fanem) do nowoczesnego wielozadaniowego myśliwca poprzedniej generacji wciąż pozostającego w służbie
-
O to jak do zwykłego, bardzo sprawnego kina rozrywkowego dorabia się taką czy inną filozofię. Jak ktoś nie chce oglądać, to przecież nikt nie zmusza, można obejrzeć "Niewolnicę Isaurę", niewątpliwie pouczający i rozwijający empatię serial ? A ja świetnie się bawiłem oglądając część pierwszą, nawet lepiej się bawiłem oglądając część drugą i chętnie obejrzałbym część trzecią o ile powstanie. I nie powiem gdzie mam informacje czy była to prymitywna reklamówka US Navy (choć to prawda, że ilość chętnych na lotników morskich po pierwszej części znacznie wzrosła, pewnie po drugiej będzie to samo, aczkolwiek ilość chętnych nie oznacza ilość wyszkolonych pilotów). I nadal rekomenduję obejrzenie tego filmu każdemu miłośnikowi samolotów, acz to też podkreślałem, z pewnym przymrużeniem oka, tak jak podchodzi się do innych amerykańskich produkcji rozrywkowych, tzn. nie należy się doszukiwać w tym filmie realizmu, bo go tam nie ma, a jest dobrze opowiedziana bajeczka dla miłośników odkurzaczy !!!
-
No, jadąc w grupie to rzeczywiście trochę niepoważnie i wręcz nieelegancko by wyglądało, gdybyś słuchał. Ja też lubię odgłosy lasu, czy natury, ale zanim do tego lasu dotrę (a jeżdżę sam) to ładnych kilka km nabijam w mieście, więc wtedy są jak znalazł, zwłaszcza, że przy pewnej podzielności uwagi można słuchać i muzy i lasu jednocześnie, jak już do lasu dojedziesz (przypominam, przewody słuchowe, czy małżowiny uszne masz nie zakryte, więc cały czas słyszysz otoczenie). Ja lubię muzę, tylko kiedy się uczę muszę mieć spokój, w każdej innej sytuacji lubię słuchać.
-
Uuu Chłopie uważaj. Jak to anestezjolodzy mawiają, ja jestem fizyczny Infekcje potrafią być niebezpieczne, nawet u zdrowych i wysportowanych osób, potrafią atakować serducho, a wtedy to już niefajnie. Jak Cię rozkłada, ciepłe płyny i wygrzewanie, wręcz wypacanie, a nie ciężki trening, najwyżej jakiś delikatny by się rozgrzać i wypocić, jak się uchwyci ten pierwszy moment rozwoju infekcji to zwykle kończy się błyskawicznie następnego dnia, jak przegapisz lub nie zareagujesz to się rozwija, ale tak jak wspomniałem najgorsze są "efekty specjalne" jak powyżej. A`propos słuchawek, doskonale Cię rozumiem. Ja też nie cierpię zwykłych, a najbardziej dousznych. Poszukaj w internecie, bo np. ta firma Shokz (amerykański leader technologii przewodnictwa kostnego), której słuchawki kupiłem w PL ma kilka salonów w dużych miastach i można pójść, założyć i posłuchać, co prawda nie wyjedziesz z tym na rower, ale zobaczysz jak leżą, że w zasadzie ich nie czujesz i jak grają. Może tam u Ciebie też takie salony mają. Według mnie są rewelacyjne, zupełnie jak nie słuchawki, bo leciutkie, dobrze się trzymają i nie przemieszczają nawet podczas trzęsionek, nie spadają/wypadają itd., w zasadzie chwilę po założeniu, gdyby nie to że grają, to zupełnie zapominam że coś mam, nie ograniczają świadomości sytuacyjnej, więc słyszysz otoczenie i działają jak zestaw głośnomówiący, umożliwiają odbieranie połączeń i rozmowę w trakcie jazdy (wczoraj testowałem), o ile nie pędzisz zbyt szybko. Ja testowałem koło 20km/h, podobno około 30 i w górę szum wiatru już trochę zakłóca, tzn. Ty słyszysz, ale Ciebie już słabo. Ale i tak wygodniej nawet trochę zwolnić niż zatrzymywać się. Co do jakości grania to trudno mi się wypowiadać, bo nie używam innych słuchawek. Na dodatek nie odcinają Cię zupełnie od otoczenia, bo to otoczenie słyszysz, więc nie są to audiofilskie warunki. Ale uważam że grają świetnie, w samochodzie i domu mam raczej nie najgorszy sprzęt, a mimo to z przyjemnością podczas jazd rowerowych słucham muzyki przez te słuchawki. Ja polecam
-
A próbowałeś tych z przewodnictwem kostnym? Bo zwykłych słuchawek też nie znoszę. Te fajnie grają, pozwalają odbierać połączenia telefoniczne bez przerywania jazdy i na dodatek nie zaburzają świadomości sytuacyjnej. Już Ci pisałem, że uparty raczej jestem
-
Mam całkiem fajną lampkę przednią i tylną, kto wie, może się skłonię A na razie naładowałem słuchawki (polecam te kostne) i ładuję powerbank. Po tym jak jeżdżąc po Puszczy Kampinoskiej i mając uruchomione programy rowerowe, słuchając radia internetowego i od czasu do czasu sprawdzając nawigację, prawie zdrenowałem baterię do zera (padła już w domu), to szybko kupiłem powerbanka na magsafe. Polecam, niezwykle fajne ustrojstwo, "przykleja się" do telefonu, nie potrzeba kabli i jeżdżąc z uruchomionymi apkami jak wyżej, mam telefon naładowany w okolicach 90 kilku procent, a powerbank rozładowany w zakresie 30-60%. Na dodatek nie jest specjalnie ciężki, więc kombo telefon-powerbank nie obciąża nadmiernie.
-
To prawda z tymi liśćmi, zwłaszcza jak są wilgotne Na Ursynowie, więc mam świetne trasy na południe, ale biorąc pod uwagę ilość ścieżek rowerowych w Wwie (północ-południe i wschód-zachód) to w zasadzie jeżdżę i na północ do Puszczy Kampinoskiej i tak jak dziś na północny wschód, czyli nad Zegrze, nie mówiąc o kierunku południowym, czyli Góra Kalwaria. Pewnie przymierzę się też na wschód - piękne lasy i trasy wzdłuż Wisły (znam ze spacerów z psem), okolice Józefowa, Otwocka i Karczewa. Pewnie pomysł dobry, tylko to co mnie ogranicza, to czas, a nie kondycja, bo chętnie bym pojechał więcej, czuję że mogę, ale w weekendy nadzoruję Ojca, czyli wpadam do Niego i przygotowuję śniadania, a potem obiad, więc de facto moje weekendowe traski, to stałe 11 km do Ojca, potem mam czas gdzieś pojechać, obiad i powrót do domciu i kolejne stałe 11km. Jakoś jak już się tak po południu zaczyna robić ciemnawo, to mi się odechciewa jeżdżenia, czekam na wiosnę i dłuższy dzień, wtedy pewnie wykorzystam cały dzień
-
Łoj Panie, jakie tłumy Ja też wybrałem się pojeździć, dziś bez żadnej nawigacji, mniej więcej na czuja, chciałem dojechać do Kanału Żerańskiego i wzdłuż niego nad Zalew Zegrzyński. No i rzeczywiście pojechałem na czuja, wiec na dwóch odcinkach nie po tej stronie kanału co trzeba, traska była trudniejsza, a wręcz obfitowała w niespodzianki, otóż w pewnym momencie wpadłem w dziurę (nie dało się ominąć, wyhamować w pełni nie zdążyłem i nagle jakimś cudem znalazłem się przed rowerem , na szczęście bez strat w ludziach i sprzęcie. Kiedy już w końcu jechałem po właściwych stronach, traska okazała się raczej łatwa i niezwykle urokliwa, częściowo po ubitej ziemi, trochę po żwirku, a trochę po doskonałych ścieżkach rowerowych. Niestety dziś wyszło mi tylko marne 98,9km A oto relacja Po lewostronnym brzegu, na północ do Mostu Syreny No i jest Syrenka, a potem widok z mostu Syreny na południe Wzdłuż Wisły - prawobrzeżna Wwa, na północ No i jest początek Kanału Żerańskiego (w dali widać Wisłę) i potem wzdłuż kanału w stronę Zalewu Zegrzyńskiego Jest i zalew, a na pierwszym planie port w Nieporęcie I w drodze powrotnej, jedna z plaż w Wwie i widok z prawego brzegu na Zamek Królewski Nadal bez pieluch ?
-
Jarek naprawdę doceniam Twoje rady Z tymi butami jeszcze pomyślę, ale pieluchom......? Jutro też się wybieram, mam nadzieję, że pogoda nie zawiedzie Ja i pianino, chyba by wszystkie psy na osiedlu zaczęły wyć gdybym spróbował
-
Może i nie mam, ale sam pisałeś, że się wepnę, parę razy wywalę i przyzwyczaję. A jakoś nie zamierzam ryzykować połamania łapek, na razie jeździ mi się fajnie, więc po co kombinować?
-
Po głębszym namyśle postanowiłem nie próbować z wpinaniem. Już potencjał gojenia nie ten co kiedyś, a ja pracuję łapami, więc jakbym się połamał to bym z torbami poszedł Trudno, rozwijam wytrzymałość i stopniowo prędkość, ale na zwykłych pedałkach, wolę odrobinę wolniej/słabiej, ale ze sprawnymi łapkami. Na jesień/zimę mam świetne treckingowe Salomony z membraną, rewelacyjne, testowane nawet w Wiśle podczas spacerów z pieskiem
-
Uuu Panie pozazdrościć pogody. Na szczęście w Wwie też ma się ocieplić i wyjść słońce, przynajmniej spozierać zza chmurek, więc też mam plany Ładna traska, urocza widokowo ?
-
I cieszmy się , że jeszcze go (czasu) trochę mamy Podobno druga połowa tygodnia ma być ładniejsza i cieplej i bez opadów, więc cieszymy się
-
Peter Green i Albatross, gitarowy klasyk Rolling Stones - Sweet Black Angel z jednej z najlepszych ich płyt, czyli Exile on Main Street
-
A ja polecam Jackie Wilsona - Your Love Keeps Lifting me higher and higher Staroć, ale bardzo go lubię, dodatkowo świetnie się przy tym jedzie na rowerze
-
Jako że znowu miałem wolne przedpołudnie i trochę popołudnia i prognozy były łaskawe, tzn. pierwszy raz od kilku dni nie zapowiadano w ciągu dnia opadów to oczywiście wybrałem się na rowerek. Tym razem 111 km, wiec stopniowo się rozwijam Jeździłem trochę po Wwie, a potem piękną traską wzdłuż Wisły pomiędzy mostami i dalej na południe do Góry Kalwarii, gdzie zawróciłem, po drodze przejechałem nad mostkiem nad Jeziorką, czyli rzeczką przepływającą przez Konstancin i zmierzającą do Wisły (swoją drogą piękna trasa rowerowo piesza wzdłuż wałów po obu stronach tej rzeczki, wały duże, bo potrafi przybrać i rozlać, łażę tam regularnie z psinką, ale dziś odpuściłem tę trasę). Zaliczyłem też po drodze przystań promową w Gassach. prom samochodowy przez Wisłę, łączy po lewej stronie Gassy, po prawej Karczew. Też tereny, które penetruję z psinką. Prom jeszcze działa, czekał na klientów. Na zimę jest cumowany w zatoczce obok. Poziom wody w Wiśle się podniósł i dobrze, bo na wiosnę, prawie do 3/4 szerokości przechodziliśmy z psinką po łachach piaszczystych, a teraz wszystko pod wodą. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie zrezygnował z asfaltu i równych powierzchni na rzecz ziemi, kamyków i nierówności, a że ostatnio padało, więc było błoto, więc rower i ja wróciliśmy ubłoceni. Chyba ostatni raz w tym roku (bo już, pomimo ruchu, zaczęło się jednak robić zimno) wybrałem się w moich krótkich rowerowych bojówkach, nogi całe w błocie, ale fajnie było Warszawa, a jakby nie Warszawa, traska pomiędzy mostami Siekierkowskim, a Południowym, na wale przeciwpowodziowym, dziś tylko sporadyczne osoby, spokój, cisza, zieleń, gdyby jeszcze słonko wyszło I dalej na południe Most na Jeziorce i sama Jeziorka, a w dali Wisła No i prom przycumowany po lewej stronie Wisły, czekający na chętnych, a na lewo (na północ) Wisła, te łachy po których chodziłem, teraz zalane No i na koniec jeszcze raz Jeziorka wpadająca do Wisły I nadal pieluchom mówimy stanowcze NIE ! ?
-
Ależ Ty uparty w tym przekonywaniu Doceniam troskę i odmawiam
-
Chyba nie znudzi, bo coraz bardziej podoba To nie kwestia wstydu, tylko mojej upartości i indywidualizmu. Jeśli większość coś robi, to ja prawie na pewno zrobię cos innego, zwłaszcza, że absolutnie nie czuję potrzeby
-
Jak to już ktoś napisał, siedzenia to temat rzeka, ale nie do końca się zgodzę, że tylko przez testowanie można dobrać, tzn. oczywiście to jest ta ostatnia decydująca próba, ale by zawęzić nieco pole poszukiwań warto odnieść się do medycyny i wiedzy. A mianowicie chodzi o ukrwienie siedzenia i nacisk guzów kulszowych na siodełko, co powoduje niedokrwienie i ból, czyli jakby wstęp do mechanizmu odpowiedzialnego za powstawanie odleżyn kulszowych. Oczywiście jeżdżąc na rowerze nikt nie nabawi się odleżyn, bo ból zmusza do zmiany pozycji. Ale wracając do meritum, nie potrafię w tej chwili znaleźć tego artykułu, ale swego czasu czytałem jakąś broszurę na temat siodełek Body Geometry (to termin używany przez Specialized, pewnie inne firmy tez to mają, tylko inaczej określają), no w każdym razie chodzi o ocenę ukrwienia okolic pośladków, odbytu, fujary (bo zaburzenia ukrwienia u cyklistów potencjalnie mogą powodować zaburzenia funkcji tego instrumentu ?) ze szczególnym uwzględnieniem okolic guzów kulszowych i taki design siodełka, by odbarczyć te strefy podlegające największemu naciskowi i nie zaburzać przepływu krwi. A uzyskali to między innymi wykonując badania rezonansem magnetycznym. Mam takie siodełko, żadne żelowe, na dodatek niezwykle małe (najmniejsze jakie widziałem i na jakim jeździłem) i jest mega wygodne. Oczywiście na początku następował okres adaptacji (jak w przypadku każdego), ale następował błyskawicznie, a biorąc pod uwagę, że w zasadzie od nie jeżdżenia do jeżdżenia regularnego i wydłużania czasu i dystansu, przeszedłem dość szybko, to myślę, że może być to jakaś rekomendacja i potwierdzenie, że te teorie działają. Nawet ta ostania trzęsionka na kostce brukowej, o której pisałem, to łapy mnie bolały (mimo stabilizacji), a nie siedzenie. Już nie wspomnę o naszej małej przekomarzance z Jarkiem a`propos pieluch czy nie. Oczywiście nie jeżdżę takich dystansów jak Jarek, ale nadal nie odczuwam żadnej potrzeby wspomagania siedzenia. I jeszcze jedno, jeśli siodełko będzie źle zaprojektowane, to żaden żel w siodełku tego nie zniweluje. To tak jak z bieganiem, jak ktoś ląduje na pięty, to nie ma takich butów i takiej amortyzacji by uchroniło to przed kontuzją (to tylko kwestia czasu).