Skocz do zawartości

Nasze Pedałowanie ...


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Jakoś kite mnie nie wciągnął, windsurfingu spróbowałem dośc późno i owszem, owszem, ale wingfoil mnie zauroczył.

No ale jak może być inaczej, dla miłośnika wszystkiego co lata, moment startu i lotu nad falami na wysokości circa 60 - 90cm (w zależności od długości masztu foila) jest po prostu niesamowity i ta cisza, tylko szum, czy czasem taki specyficzny gwizd wiatru, po prostu odlot :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na pewno :)  W foilu to ta część, która łączy spód deski z samolotem, czyli foilem. To nie windsurfing, gdzie na desce jest maszt, na którym rozpięty jest żagiel, wraz bomem i razem tworzą pędnik. W wingfoilu odpowiednikiem masztu z windsurfingu jest pływający, który stoi na desce trzymając w rękach nadmuchiwane skrzydło.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 7.10.2023 o 22:16, Viper napisał:

Na pewno :)  W foilu to ta część, która łączy spód deski z samolotem, czyli foilem. 

 

Nigdy bym nie pomyślał, że statecznik będzie się nazywał masztem i że pływa się stojąc na desce umieszczonej na topie masztu.

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jednak bedzie ciag dalszy dunajskiej przygody!

Sledzac caly tydzien pogode w tamtej czesci Europy, udalo mi sie zlapac w "okienko" bez deszczu i z temperaturami 20+. 

Poczatkowo mialem leciec w czwartek wieczorem i wracac we wtorek, ale od poniedzialku w Belgradzie jest zalamanie pogody. W sobote ma byc tam okolo 26 stopni, w niedziele juz "tylko" 22 a w pon. otwiera sie niebo, i temperatura spada do 12-13 stopni!!!

Przemeblowalem wiec swoje zycie, i zabukowalem bilet na jutro. Laduje w Budapeszcie o 22.55, skrecam rower, wy........am karton po rowerze gdzies na lotnisku i na lampkach udaje sie w okolice dworca Nyugati. Tam mam nocleg (oczywiscie nie na dworcu ?), a rano o 6.15 wsiadam w pociag do Szob. Szob lezy na granicy ze Slowacja, wiec cofne sie jeszcze 500m od dworca, zeby ja "zaliczyc". Z Szob (mozna obejrzec na powiekszonej mapie) zakolami Dunaju, wsrod pieknych wzgorz ruszam na dol, w strone Budapesztu. "Przelatuje" Budapeszt (oczywiscie ciagle jak najblizej Dunaju) i wale na dol do miejscowosci Solt, gdzie mam pierwszy nocleg. Pominieciu  Budapesztu, wiekszosc dunajskimi walami i sciezkami wzdluz rzeki! Bedzie to 174 km pedalowania. Z Solt udaje sie do miasteczka Apatin (Serbia) ale po drodze w Mohacs przejezdzam na druga strone Dunaju i po 10 km wjezdzam do Hrvatskiej. Tam jade 30-40 km i przez most (i przejscie graniczne) w Batina wracam do Serbii. Dalej juz tylko 25 km, "laduje" w Apatinie i tam nocuje. Bedzie to okolo 170 km.

Rano po sniadaniu ruszam w strone miasta Novi Sad. Mozliwe, ze w Bogojevie wskocze na most i smigne chorwacka strona, albo pojade planowo strona serbska. W kazdym razie mam okolo 155 km do miasta. Tam znajde nocleg i rusze wieczorem na "balety". Ostatni dzien, to szybka zrywka (start o 8.00) i ostro do Belgradu. W sklepie rowerowym czeka na mnie karton (wszystko juz dograne przez internet). Maja otwarte w niedziele do godz. 15.00, wiec jak nie bede mial 25 zmian detek po drodze, to zdaze z TZW palcem w d...e. Spakauje rower, przebiore sie u nich i maja mi tez sprawdzic JAKIE autobusy odjezdzaja od nich spod sklepu na lotnisko (jest dosc blisko, ale nie dosc na niesienie kartonu). 15.55 wsiadam w samolot i po 2,5 godz laduje w Kopenhadze. 

Bedzie oczywiscie relacja z masa zdjec ?

 

Po tym wyjezdze nastapi "cisza" balkanska. Tam niestety tez dotrze w koncu jesien. Moze jeszcze Albania, ale WIZZAIR konczy latanie za tydzien (zaczynaja znowu wiosna). Znalazlem fajne polaczenia z Kopenhagi do Bilbao i Bordeaux. Tam bedzie jeszcze dlugo okolo 20 stopni. Moze jednak tam zabiore szosowke (jesli pojade). Moze zima jakis wyskok z rodzina (i rowerem schowanym w kosmetyczce) na Kanary ? Czas pokaze! 

Za rok bede chcial na 100% pyknac kolejne odcinki sagi dunajskiej. Mam dobrego kolege w Schwarzwald, a tam przeciez "zaczyna" sie Dunaj ! On jest tez kolarzem, wiec moze pojedzie ze mna ze dwa dni. Chcialbym w przyszlym roku pojechac i od zrodla (przynajmniej jakis kawalek 400-500 km) i zaliczyc delte w Rumunii!

Musze popatrzec jak mi pasuja loty. W kazdym razie, mam nadzieje "pospawac" wszystkie kawalki Dunaju najpozniej w 2025!

Bede mogl sie wtedy tytulowac Dunajskim Albanczykiem ?

 

 

Oto mapki najblizszego wyjazdu

 

Pierwsza to Szob-Solt

https://en.mapy.cz/s/fepagerace

 

 

Druga Solt do konca, czyli Belgradu (noclegi w Apatin, pkt. nr 30 i Novi Sad pkt. nr 45

https://en.mapy.cz/s/gatolehute

  • Lubię to 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piękne plany, jak już wspomniałem, trochę zazdroszczę. Acz zima dla mnie bez nart i snowboardu to czas stracony, więc ja już zaczynam powoli wyczekiwać wypadu w górki. A że jutro w Wwie ma byc prawie ciepło i wiać, a ja mam luźniejszy dzień, więc wybieram się na Zegrze popływać :)  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 minut temu, Viper napisał:

Piękne plany, jak już wspomniałem, trochę zazdroszczę. Acz zima dla mnie bez nart i snowboardu to czas stracony, więc ja już zaczynam powoli wyczekiwać wypadu w górki. A że jutro w Wwie ma byc prawie ciepło i wiać, a ja mam luźniejszy dzień, więc wybieram się na Zegrze popływać :)  

 

Spokojnie ! Na narty to sie z rodzina do Francji wybieramy, ale tutaj to o PEDALOWANIU piszemy ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rower prawie spakowany, wersja minimum jak zwykle. Nie biore nawer kurtki przeciwdeszczowej, bo prognoza na razie niezmienna. Od 23do 27 stopni i PELNE sloneczko! Biore tylko kamizelke-wiatrowke i rekawki  na zimne poranki, bo to jednak jest jesien i o godz. 8.00 (tak bede sie staral codziennie startowac) jest niewiele ponad 12-13 stopni. O 12.00 jest ju 20 stopni, wiec wtedy az do konca juz na krotko ?

Wyslalem jeszcze wymiary kartonu chlopakom do Belgradu, zeby mi nie zostawili jakiegos malego, do rowerku dziecinnego?

Juz sie ciesze na ten nocny, lekko lepko-brudny Budapeszt! To miaso ma w sobie cos magicznego, szczegolnie centrum. Klejacy sie syfek, nocne knajpy, wszelakie burdele i nocne kluby.

Ja niestety walne tylko piwko (dwa, trzy?) i uderzam lulu, bo zrywka bedzie o godz. 5.30. 

 

 

IMG_0506[1].JPG

  • Lubię to 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W Budapeszcie laduje o 23.30,dosyc szybko dostaje rower, szybko skrecam, pakuje rzeczy i w droge. Jazda przedmiesciami, miasto dosyc wyludnione. Jade w krotkim rekawku! Dojezdzam w koncu do mojego noclegu, zostawiam rower i ide sie przejsc. Poszedlem na Nyugati , kupilem bilety do Szob (na siebie i na rower, nie ma opcji w automacie kupic JEDNEGO; osoba z rowerem). Kupilem pozniej jakies ciacho w cukierni (nocna cukiernia?) i poszedlem lulu. Do piwiarni bylo moze z 1,5 km, ale juz mi sie naprawde nie chcialo (isc, bo na piwo mialem ochote)?

IMG_0535.JPG

IMG_0536.JPG

IMG_0538.JPG

IMG_0542.JPG

  • Lubię to 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiec Angol "ruhal" Hasznalta (i to Angol PREMIUM), a ja udalem sie spac. Ciezko jest dobrze spac, gdy obok dzieja sie TAKIE rzeczy ?

Do Szob postanowilem jechcac (czytaj Sob- w wegierskim jak mamy SZ to czytam S, a jak S to czytamy SZ) pozniejszym pociagiem ( nie 6.45, ale 7.15. Poniewaz polozylem sie prawie o 2 w nocy, chcialem sobie pospac KILKA godzin. W Szob bylem o 8.13, i natychmiast wyskoczylem z rowerem i wlaczonym Garmninem!. Pojechgalem "do tylu" , gdyz chcalem rozpoczac podroz na Slowacji. Zeby to zrobic, musialem przejechac przez kolejowy most (ze sciezka dla pieszych). Przejechalem, poczulem "slowackosc" i ruszylem w juz wlasciwym kierunku. Sciezka prowadzila wzdluz Dunaju (raz blizej, raz dalej), ale Dunaj byl prawie caly czas widoczny, Dzien budzil sie powoli, ale temp, byla juz na "krotki " zestaw. Mijalem naddunajskie wioseczki, po drogiej stronie piekne wzgorza, z pieknie polozonymi domkami.  Dunaju nie ma co porownywac do zadnych Wisel i Oder. Ta rzeka jest OLBRZYMIA i MAGICZNA! No i tkwi na niej prawdziwe zycie. Masa wiosek, miasteczek, przeprawy promowe, plaze porty ITP. Walke ostro w strone Budapesztu, ale poniewaz slonce zaczyna "przygrzewac" staje na male piwko ? Delektuje sie czeskim ZUBREM (nie mieli nic wegierskiego), i jade dalej. Zaczyna sie robic coraz "gesciej" ( TZN teren prawie ciagle zabudowany" i po godzinie wjezdzam na glebokie przedmiescia Budapesztu, Droga w wiekszosci sasfalk, choc wyznaczylem ja jak najblizej Dunaju i dlatego tez zjezdzam czasem na sciezki gruntowo-szutrowe. Im blizej centrum miasta, tym sciezka prowadzi bardziej "powyginanie". Do tego stopnia, ze gubie sie ze 3-4 razy. Pozniej juz przelot przez Budapeszt. Wspaniala pogoda, wiele turystycznych busow w centrum. Poniewaz bylem tu z 10 razy, robie tylko fotek na potrzeby relacji i staram sie zmykac z miasta. Przelatuje na druga strone rzeki i jade sciezka ktora jechalem podczas wyjazdu TUZLA-BUDAPESZT, ale w druga strone. Trafiam do tej samej restauracji na Dunajem, ale jem w knajpie obok ( ktorej wtedy NIE zauwazylem). Zupa gulaszowa, piwo i w droge. Zaczynam opuszczac Budapeszt i wpadam na waly Dunaju. Konczy sie asfalt i zaczyna wytrzasac tylek, Mam jeszcze prawie 90km  do celu podrozy! Wszystko dookola zaczyna sie robic bardziej "wiejsskie", wioseczki spokojniejsze. Jade walem, ale co 20 km zjezdzam do wiosek zakupic napoje. W jednej ze wsi nie ma niestety sklepu, wiec ide do gospodarza, ktory z kolega kosi trawe przy domku, Prosze o wode, ale na poczatek dostaje 50ml palinki! Wypijam na raz, i panowie patrzac na mnie z podziwem, komentuja to zdaniem ze slowem KURWA w srodku! Pewnie powiedzieli cos w stylu "ale z niego KURWA kozak!!!" ? Po palince dostaje jednak butelke wody "delikatnie gazowanej", zalewam bidony, zegnam sie i jade dalej. Ciagle walami, widac wielkie rozlewiska i wszedzie mase wedkarzy. W sumie to jade ciagle na wyspie pomiedzy Dunajem i jego odnoga! Zjezdzam z wyspy systemem sluz i kanalow i mam jeszcze okolo 40 km!!! Dupa lekko zbita, ale nie ma co narzekac, tylko trza pedalowac! Odbijam troszke od Dunaju ( rozlewiska) i ruszam kiepskimi asfaltami. Po minieciu kilku wiosek z mniejszoscia slowacka (dwujezyczne szyldy) odbijam w koncu na Solt i do noclegu mam okolo 12 km. Daje z siebie ostatnie "wszystko" i podjezdzam w koncu pod domek w ktorym bede spal! Wita mnie pani gospodyni, przynosi ( LANE!!!) piwko, a ja nawet nie mam ochoty rozebrac sioe z ciuchow. Siedze na zewnatrz i popijam piwko , bawiac sie z jej kotem. Czas zrzucic ciuchy i wziac DLUUUGI prysznic, splukujac z siebie caly syf goracego ( 24 stopnie) jesiennego dnia. Pozniej zamawiam jeszcze jedno piwo, i po chwili udaje sie Solt ( 2 km) na kolacje, Niestety jedyna knajpa serwuje juz tylko pizze, wiez zamawiam HUNGARESE z bardzo mocnymi papryczkami, Do tego dwa wielkie szprycery, Pozniej zakupy plynow w sklepiku i czas udac sie na spoczynek. Wyszlo 174 km. IMG_0577.thumb.JPG.d078c78bd4c009e600be1aace69d35d5.JPG 

IMG_0564.JPG

IMG_0559.JPG

IMG_0565.JPG

IMG_0568.JPG

IMG_0572.JPG

IMG_0567.JPG

IMG_0587.JPG

IMG_0590.JPG

IMG_0595.JPG

IMG_0600.JPG

IMG_0611.JPG

IMG_0609.JPG

IMG_0617.JPG

IMG_0619.JPG

IMG_0618.JPG

IMG_0622.JPG

IMG_0624.JPG

IMG_0627.JPG

IMG_0628.JPG

I jeszcze kilka fotek z pierwszego (a w sumie to drugiego) dnia:

IMG_0629.JPG

IMG_0630.JPG

IMG_0632.JPG

IMG_0634.JPG

IMG_0636.JPG

IMG_0638.JPG

  • Lubię to 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak zwykle, po "nadludzkim" (?) wysilku spalo mi sie tak sobie. Przewracanie sie cala noc i rwane sny. No ale ja juz tak mam. Budze sie o 6.45, toaleta, wiadomosci i sniadanko o 7.30. Gospodyni sie popisala i sniadanie bylo FANTASTYCZNE. Jedyny problem, ze bylem srednio glodny i zjadlem polowe tego co dostalem ?. Siedzac na kibelku skleilem jeszcze dziurawa detke (trzeba oszczedzac KAZDA sekunde!), pozegnalem sie z gospodarzami i pojechalem! Najpierw kawalek asfaltem (z powrotem ku Dunajowi), a potem wskok na pollesne trakty. Oj nie bylo to mile! Wolabym sie pobujac na poczatek ze 25 km czyms twardym, a tutaj od razu atak na moj tylek ? Powoli sie rozgrzewam, a i powietrze sie rowniez rozgrzewa! Ma byc ( i bedzie ) dzisiaj 26 stopni!!!  Zdejmuje kamizelke (jade na krotko) i pomykam walami przed siebie. Piekne widoki, choc dla nielubiacych takiej natury mogloby sie to wszysko strasznie "dluzyc". Trzeba zdac sobie sprawe, ze byly tam odcinki po 25 km jazdy walem , szutrowa droga i ten wal bylo widac przed soba ladnych kilka km! Dunaj sie wije, ale jednak nie za ostro. Trzeba miec mocna psyche, zeby krecic i zdawac sobie sprawe, za tak bedzie jeszcze 150 km!!! Ja na szczescie UWIELBIAM jezdzic samotnie i blisko natury i do tego MAM silna psyche. "Spotykam" ciagle dziesiatki przeroznych ptakow (nawet orly, ale o tym bedzie pozniej!), saren, zajecy i dzikow. Powietrze az oddycha, a oprocz tego Dunaj wije sie leniwie po mojej prawej rece. Musze dodac, ze tym razem ma MODRY kolor! Taka piekna mieszanka zieleni i blekitu. Jest chyba dosyc niski stan (widac dziesiatki kilometrow odkrytych piaszczystych lach), ale moze tylko mi tak wydaje. Moze tak jest tutaj zawsze. Droga na wale zmienia w koncu na utwardzona (najpierw betonowe plyty, a pozniej asfalt) i ku mojej uciesze (a raczej moj tylek sie cieszy) jest tak prawie 40-50 km! Czasem przerwane jest to kilometrem zwiru, ale to jest pikus w porownaniu do piasku z kepami trawy! Staje sobie na piwko (niestety lane maja tylko czeskie, a ja ZAWSZE jak jest mozliwosc pijam miejscowe, nawet jak smakuje tak sobie). Zasluzony odpoczynek, 0,5 l piwka i ruszam dalej. Dojezdzam do mijescowosc Baja (bardzo fajne miasto, jak prawie wszystkie wegierskie. Maja ten swoj charakter "austro.wegierski"! ) Wspaniale stare budynki, duze place w centrum. Zupelnie inaczej jak w Polsce. Przejezdzam przez miasto i uciekam dalej. Postoje robie tylko jak MUSZE, bo chce jak najszybciej dojechac do spania (prysznica)! Za Baja tankuje picie, zjadam drozdzoweczke (to wszystko do jedzenia przez caly dzien, bo nie lubie jesc podczas jazdy i NIE mam z tym zadnych problemow) i wbijam sie znowu na asfalt. Tam lapie kolarza i umawiamy sie, ze ciagniemy na zmiane (?). Niestety pomimo, ze on smiga na szosowce, jego "ciagniecie" pozostawia wiele do zyczenia. Po kilku km mowie mu, ze jednak smigam wlasnym tempem (on chyba myslal, ze WOLNIEJ), przyspieszam i mu odjezdzam. Jeszcze jak stalismy, to zrobilem zdjecie jego bidonu. Moze to co mial w bidonie, tlumaczy jego kiepska forme ?. Ja tam w kazdym razie wole napoje energetyczne. Po 15 km lapie gume, ale nawet mnie to cieszy, bo zmiana detki jest forma krotkiego wypoczynku, z ktorego NIE moge zrezygnowac. Ruszam dalej i w koncu dojezdzam do granicy wegiersko-serbskiej. Olbrzymie zasieki, podwojne (czy nawet potrojne) ploty. Krotko mowiac ; TUTAJ sie konczy unia (niespelnione  marzenie Kaczynskiego ?) Odbijam w lewo, bo musze niestety odjechac od Dunaju i udac sie w strone LEGALNEGO przejscia, aby miec legalny wjazd do Serbii. Zreszta chyba i tak bym daleko nie zajechal, probujac na dziko. Ostatnie piwo na Wegrzech i pozostaje 10 km do granicy. Granica lekko senna, jacys mlodzi Wegrzy ida z plecakami na druga strone. Szybka odprawa i wlatuje do Srbskiej.  Wyglada podobnie jak na Wegrzech, w pierwszej wsi gigantyczny plakat Orbana z premierem Serbii. Caly region przygraniczny zamieszkaly jest przez spora mniejszosc wegierska, wiele tu szyldow dwujezycznych, a po kosciolach (brak cerkwii!!) widac, ze to stare magyarskie ziemie. Pedaluje jeszcze ze 40 km i zamiast do Apatina, postanawiam pojechac do Sombor. Miasto duzo wieksze (okolo 80 000), bardzo ladne, choc troszczeke zaniedbane (ale zaden SYF TOTALNY). Znajduje nocleg (18 EUR!!!), a ze sniadaniem 20 EUR ? Przebieram sie  i wyskok na misto! Przed wjazdem do miasta, strzelilem jeszcze browca w "znakomitym" towarzystwie (piwo bylo po 120 dinarow, gdzie normalnie zaczyna sie po 200). Miejscowe zuliki jak uslyszaly SKAD i DOKAD jade, to az zaniemowili, a jeden wstal i przezegnal sie 3 razy po "ichniemu" ? Chcieli mi postawic szklanke rakiji, ale jakos nie mialem ochoty i podziekowalem. Pozniej jeszcze walnalem male piwko podczas szukania noclegu ?  Na kolacje zamowilem ryby z Dunaju z cala masa dodatkow. Nazarlem (i opilem) sie nieziemsko, przeszedlem po miescie, zakupilem plynow na noc (wlacza mi sie takie ssanie, ze potrafie czasem wypic 2 l !!!) i poszedlem spac. 

 

P.S. ORZEL (tam latala para, ale drugi "wyskoczyl" z kadru) na ostatniej fotce! Mozna powiekszyc i dostrzeze sie latwo roznice w wygladzie. Krotki ogon i "rozczapierzone", szerokie koncowki skrzydel. Zjecie kiepskie (robione w czasie jazdy), ale one tez byly dosyc wysoko!

 

P.S: 2: wiem ze opis mojego  dnia zajmie Wam 3 min czytania, ale pamietajcie, ze u mnie trwalo to prawie 10 godzin !!!!

 

 

 

IMG_0642.JPG

IMG_0644.JPG

IMG_0645.JPG

IMG_0648.JPG

IMG_0652.JPG

IMG_0654.JPG

IMG_0655.JPG

IMG_0658.JPG

IMG_0661.JPG

IMG_0663.JPG

IMG_0664.JPG

IMG_0667.JPG

IMG_0681.JPG

IMG_0670.JPG

IMG_0676.JPG

IMG_0686.JPG

IMG_0691.JPG

IMG_0694.JPG

IMG_0696.JPG

IMG_0698.JPG

IMG_0706.JPG

IMG_0710.JPG

IMG_0742.JPG

IMG_0678.JPG

  • Lubię to 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 godziny temu, jarek996 napisał:

Marcin; BEZ pieluchy bys tego NIE przejechal ?'

 

Po kazdej trasie, Garmin niby wylicza ILE powinno sie odpoczywac. Po pierwszym dniu, mialbym niby zrobic 2,5 dnia odpoczynku ?

 

Bo Garmin wylicza to dla mięczaków, świetne są te twoje relacje jak bym jechał za Wami (w samochodzie) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Ostatnio przeglądający   1 użytkownik

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.