Skocz do zawartości

Patryk Sokol

Modelarz
  • Postów

    3 200
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    77

Treść opublikowana przez Patryk Sokol

  1. Ten wosk jest używany z bardzo prostych powodów. Jest na tyle rzadki, że łatwo wnika w pory płyty modelowej. dzięki czemu powierzchnia staje sie sporo gładsza. Druga rola wosku, to rola rozdzielcza. W przypadku klasycznych wosków na formie, ich rola polega na zwiększaniu energii powierzchniowej (albo zwiększaniu kąta zwilżania, co kto woli) oraz wyrównywaniu mikronierówności (co zwiększa połysk). Efekt jest taki, że żywica nie tworzy silnego wiązania z nawoskowaną powierzchnią i może się rozkleić. Oczywiście to rozwiązanie ma swoje wady, bo zwiększanie energii powierzchniowej skutkuje tendencja do kropelkowania rzeczy położonych na to. O ile nie jest to kłopot w przypadku laminowania, to każdy, kto lakieruje w formie, potwierdzi, że oczkowanie lakieru potrafi być wysoce drażniące. Innym typem rozdzielacza są rozdzielacze które tworzą warstwę rozdzielającą od siebie powierzchnia wzorca/formy i wyrobu. Takim środkiem jest na przykład polialkohol winylowy, albo... prezerwatywa. Działanie takiego rozdzielacza polega na tym, że sam nie posiada silnego wiązania z powierzchnią, a nie dopuszcza do niej żywicy. To w efekcie tego mechanizmu polialkohol winylowy zostaje na powierzchni laminowanego kompozytu i trzeba go później zmyć. Zasadniczo środki tego typu są bezpieczniejsze (i to znacznie, jeśli nie uszkodzimy, ani nie przegrzejemy powłoki z polialkoholu, to nie mam pojęcia co trzeba zrobić, aby kompozyt przywarł do formy), jednak błonka dodaje nieco od siebie do powierzchni kompozytu i jest on mniej błyszczący. Na skrzydłach może i nieci by szkoda, ale popatrzcie np. na kadłuby do modeli DLG Czarka, ten niepełny połysk prezentuje się świetnie. No dobra, ale czemu w ogóle mówię o polialkoholu, przy pytaniu o wosku? Otóż wynika to z tego, że pasta woskowa na płycie modelowej działa nieco inaczej niż wosk na formie. W efekcie nakładania tylu warstw, które odkładają się w porach, uzyskujemy warstwę która ma już nieco swojej grubości (ile? W porach tyle ile por ma głębokości, poza porami cholera wie, podejrzewam, że poniżej mikrometra, czyli absolutnie nieznaczącą). Efekt jest dosyć interesujący - pasta woskowa odchodzi od wzorca przy rozformowaniu i zostaje na żelkocie, zostawiając, na powierzchni formy, woskowe odbicie struktury powierzchni wzorca). Oczywiście powoduje to, że trzeba się trochę naprosić wzorca, żeby oddał formę, ale efekt jest naprawdę fajny, bo gdy już się domyje (rozpuszczalnikiem nitro tylko, pewnie czysty toluen też daje rady) formę z tego badziewia, to powierzchnia jest dokładnie taka jak była widoczna na wzorcach. Wtedy to już tylko "czyszczące" papiery ścierne (800, 1500, 2500), pasta polerska i mamy lustereczko. Innymi słowy - pasta woskowa działa tutaj dokładnie tak jak polialkohol, czyli tworzy warstwę izolująca świeży epoksyd od powierzchni, też dodając od siebie "swoją" strukturę powierzchni. Tylko tu jest to już na plus A co do samych płyt modelowych. Są to bloki spienionego poliuretanu o zamkniętych porach. I o ile, owszem, obrabia się to bardzo przyjemnie, to co do twardości można mieć zastrzeżenia. Prolab 65 (a więc i 700Terra) ma twardość akurat taka, żeby nie zorać tego przypadkiem paznokciem. czy krawędzią papieru ściernego. O Prolabie oczko mniej gęstym (czyli 45) już tego powiedzieć nie można, paznokciem idzie porysować go porysować. Tak naprawdę to nie jestem wielkim fanem tych płyt modelowych, szczególnie brakuje im wiązkości (czyli odporności na pękanie), stąd przy rozformowaniu lubią czasem pęknąć, szczególnie tam gdzie są cienkie i długie wypustki pionowo w górę, czy ogólnie pionowe ściany). Problem polega na tym, że lepsze płyty (czyli np epoksydowe), robią się ciężkie, cholernie drogie i obciążające już frezarkę. W efekcie - gdy potrzebujemy wzorca na jedną formę, to są one rozsądnym kompromisem. Zasadniczo - próbowałem już większości metod na około (celem redukcji kosztów) i zawsze jednak wracamy do płyt tego typu. Myślę, że mogę nawet ogłosić mały konkurs: Jak ktoś wymyśli metodę znaczącej redukcji kosztów materiału na wzorce, która spełnia zagadnienia jakości powierzchni, odpowiedniej wytrzymałości, niewrażliwości na wodę i temperaturę do 45stC, stabilności wymiarowej, łatwości obróbki przez skrawanie i szlifowanie oraz nie dodającej olbrzymiej ilości pracy - dostanie od nas zestaw ARF Spinacza DLG. Ale propozycje - na PW, tutaj szkoda marnować miejsca.
  2. Rozmiar zacny Możemy pobawić się w full-contact combat jak pokończymy
  3. Komora jest, jakżeby inaczej. Będzie, od razu laminowana w formie, komora na serwa. Tyle, że od spodu statecznika, to na renderach tego nie widać. Wiesz, nikt tu nie mówi, że ten motoszybowiec nie lata, czy coś. Ja mówię tylko, że da się to zrobić lepiej i tyle. Nic mu nie zabieram, po prostu preferuje specjalizację. Tak jak Colibri z ArtHobby też możesz lekko rzucić za skrzydło (wiem, bo mam i czasem rzucam). Ale gdy spróbujesz użyć go jako rasowego DLG to poleci, ale albo nisko, albo we trzy strony na raz. Poza tym, gwarantuję Ci, że modele o bardziej przestronnym kałubie będą miały gorszą aerodynamikę skrzydła (bo jak ktoś się bawi w specjalizowane profile, to z reguły ma specjalizowany kadłub)
  4. Zależy jaką kamerę. Zobacz na tego kloca, z pierwszego posta w wątku, coś takiego na skrzydle to nieco tragedia. A wierz mi, że chciałbym przetestować większe kamery, szczególnie pod kątem lotów w słabym oświetleniu (tutaj fizyki nie oszukamy, jak ma być dobry obraz w słabych warunkach oświetleniowych to apertura obiektywu musi być. Co zresztą obrazuje wspomniana kamera, latałem z nią w nocy, w czasie pełni księżyca. Po co? Bo mogłem ), ewentualnie bardzo specyficznych kamer (np. do obrazowania w podczerwieni) itp. Druga sprawa, że nie po to się szarpię na frezowanie w dużej dokładności, aby ładować kamerę na skrzydło, jakoś to nie dawało by mi spać. Trzecia sprawa to zupełnie inna kwestia zawieszenia kamery na gimballu. Takie ułożenie kamery umożliwia swobodne spojrzenie pionowo w dół. To bywa użyteczne do bardzo wielu rzeczy, choćby do orientacji w terenie. Tak naprawdę, brak możliwości swobodnego patrzenia w dół, był powodem dla którego kupiłem swoje pierwsze OSD. Gdy byłem wysoko, a tego należy się w termice spodziewać przecież, to problemem było utrzymanie się nad lotniskiem. Tzn. kątowo ustawić się było łatwo, ale kiedy zacząłem schodzić z wysokości, to okazało się, że przerzuciło mnie prawie 3km od miejsca startu. Czwarta sprawa - ten układ jest w pełni modularny. Pozwala nam zaproponować kilka rozwiązań co do kubatury kadłuba, czy manipulować statecznikami. Dodatkowo, powoduje on skupienie wszystkich najcięższych i najbardziej niszczących rzeczy w osobnej gondolce, która podczas uderzenia, może swobodnie odpaść ścinając śruby mocujące, oszczędzając całą resztę modelu (zresztą - mocowanie ogona też jest zaprojektowane jako zrywalne). I jest jeszcze parę innych drobnych powodów, ze stwierdzeniem "Mi się tak podoba i kto mi zabroni?" na czele. Niemniej, dziś z raportem z pola walki przychodzę Udało się, zgodnie z planem, zakończyć szlifowanie, szpachlowanie prowadzeń bagnetów i woskowanie. Zapomniałem całkowicie o zdjęciach szpachlowania pokażę je jutro. Sam wynik jest bardzo przyjemny, jesteśmy naprawdę zadowoleni (a ci co mnie znają to wiedzą, że zadowolenie, z wyników własnej pracy, jest u mnie równie rzadkie co deszcz na pustyni). Powyższe zdjęcia miały obrazować, że mimo tego, że jest to tylko płyta modelowa, to już są na tyle połyskliwe, że widać odbicie pod, wcale nie takim ostrym, kątem. Niestety, lampa błyskowa wszystko prześwietla, więc nie robi to takiego wrażenia jak na żywo. Myślę, że mogę już powiedzieć, że wybrana przez nas płyta modelowa sprawdziła się równie dobrze jak Prolab (no, może poza zjadaniem frezów). Samo woskowanie - użyliśmy jak zwykle pasty Axson Cire cośtam, która do płyt modelowych sprawdza się naprawdę świetnie, jednakże - wymaga zupełnie innej techniki woskowania niż klasyczne woski. Zamiast nałożenia cienkiej warstwy, czekania aż wyschnie, a następnie polerowania, trzeba poprowadzić to zupełnie inaczej (bo inaczej spolerować tego zupełnie nie idzie). Zamiast tego należy ja wcierać w płytę, warstwa po warstwie, przecierając to samo miejsce kilka razy, nawet tą samą szmatką. Efekt taki, że nie zostaje nic do polerowania. A no i nie ma co się dziwić, że pierwsze dwie-trzy warstwy zwyczajnie znikają w płycie, tak jakby nic się nie położyło. Nie ma co się temu dziwić, pasta wnika w pory i je zatyka, stąd takie duże jej zużycie. Niestety, teraz wychodzi główna wada tej pasty. Po nałożeniu jej, wzorce jeszcze kilka dni czuć benzyną. Jeśli ten zapach jest wyczuwalny, to laminowanie form jest samobójstwem, wzorzec i forma staną się jednością! Stąd, teraz pauza i nic ciekawego. Jedyne co, to pokażemy jak robimy pionowe ściany ograniczające warstwy formy. Mały teaser - zupełnie inaczej niż się spodziewacie Ale, to nie ma pośpiechu. Zrobimy to jutro, może pojutrze, teraz czas zając się klepaniem DLG, bo i tak formy muszą poczekać
  5. Niespecjalnie się z tym zgadzam. Najpierw musimy zacząć od tego jakie mamy szybowce. Na tą chwilę dzielą się on na piankoloty (jak np. EasyGlider, Beta etc.) różnego rodzaju stadia pośrednie (Blejzyki, ArtHobby, Reichard etc.) i modele zawodnicze. Wszelkiego rodzaju piankoloty niespecjalnie odczuwają opory szkodliwe, bo opory własne mają już naprawdę znaczące. Gdzieś od większych modeli ArtHobby i Blejzyka opory szkodliwe zaczynają być wyczuwalne, a gdy dodamy antenki do czegoś pokroju Toxica, czy Supry, to w szybkim locie model zaczyna tracić naprawdę dużo. Coby nie być gołosłownym w spokojnym powietrzu Proxima Reicharda traci ~10% czasu lotu po zdjęciu owiewki kabiny (mierzone przez wyciągnięcie na tą samą wyskośc - 5 razy z kabinką, 4 razy bez, bo się akumulator skończył). Z kolei samo posiadanie dobrej aerodynamiki skrzydła, to już jest olbrzymia różnica w osiągach, potwierdzi to każdy kto przesiadł się z styro-fornir na coś pokroju Supry, czy innego F5J, w termice jest to zupełnie inna klasa. I to jest dopiero 50% problemu. Dalsze 50% problemu to zagadnienie - ile można wrzucić balastu na pokład i ciągle mieć coś co się sensownie prowadzi. W przypadku modeli zawodniczych - nawet nie to, że nie można dorzucić 500g lipola więcej, bo będzie gorzej latać, tyle zwyczajnie nie wejdzie w kadłub. Tymczasem tutaj masę startową spokojnie będzie można pociągnąć do 6kg i ciągle mieć coś co prowadzi się jak szybowiec i pozwala krążyć w termice. Tak więc, w większej wersji kadłuba nez żadnego problemu będzie się dało wrzucić takie coś: https://hobbyking.com/en_us/multistar-high-capacity-6s-20000mah-multi-rotor-lipo-pack.html I wtedy nawet zakładając 25% sprawności zespołu śmigło-silnik i masę startową 6kg to zasięg rzędu 340km jest osiągalny. Czyli nie korzystając z termiki już jest przewaga względem tamtej tabelki z rekordami. Kluczem do tego jest kwestia efektywności z jaką samolot zmienia watogodziny akumulatora na pokonywany dystans. Czyli nic innego jak doskonałość aerodynamiczna, którą ta konstrukcja powinna mieć naprawdę zacną. EDIT: Choć fakt - rekordy z tabelki to odległość od bazy, a nie przeleciany dystans. To już bardziej nie zawody, na max dystans do przelecenia, tylko na zasięg systemów łączności
  6. No i pięknie To byłoby dziwne, jakby nikt poza mną na ten pomysł nie wpadł. Pytaniem otwartym pozostaje ile z tych modeli było czymś projektowanym od podstaw do zastosowania, a nie przerobionym motoszybowcem. No i stąd wynika kolejne pytanie - Ile przewagi może dać model spacjalizowany do tego.
  7. To zależy. To co widzisz tutaj: to nasza ZOśka wyrzeźbiła, więcej o niej znajdziesz tutaj: http://pfmrc.eu/index.php?/topic/59704-nowy-spinacz-dlg/page-3&do=findComment&comment=643691 Niemniej, jeśli mamy do wyrzeźbienia coś dla kogoś, większą formę, etc. to posiadamy zaprzyjaźnioną firmę frezującą (notka w poście numer #77), z naprawdę potężną maszyną (kilka ton wagi maszyny, serwomotory, wrzeciono 8kW, naprawdę seksowna bestia <3) to korzystamy z ich maszyny (choć wciąż na moich trajektoriach). To zwyczajnie kwestia czasu, nasza ZOśka robi też bieżące rzeczy i ciężko jeszcze wepchać kilkadziesiąt godzin przy niej. Nie mówię, że nie, ale to wciąż trochę przeszczep Bebechy na wierzchu etc. Choć nie wątpię, że frajdy sprawia do groma. Tymczasem u nasz praca leci do przodu Zaczęliśmy od papieru ściernego 500, obecnie jesteśmy już po papierze ściernym 1000 na mokro. Jutro chciałbym skończyć już szlifowanie całości, wykończyć prowadzenia bagnetów szpachlówką i całość zawoskować. Zależy nam na jak najszybszym woskowaniu, bo wtedy wzorce muszą zwyczajnie swoje odstać. Stosujemy na płyty modelowe pasą woskową Axson i po jej położeniu należy kilka dni odczekać, aby była pewność, że odparował z niej cały rozpuszczalnik. Póki co - wybrane przez nas płyty modelowe zachowują się naprawdę uczciwie, wszystko idzie jak na Prolabie.
  8. Miejsca w kadłubie jest bardzo dużo, a jak będzie za mało, to będą 3 wersje rozmiarowe kadłuba Ogólnie pytania o elektronikę są rozłączne od samego projektu, my zajmujemy się jedynie skorupą. Tak naprawdę nie będzie stało na przeszkodzie nic, aby wmontować co się komu podoba. Choć najpewniej jakieś dedykowane zestawy będziemy proponować.
  9. Pingwin to jednak druga kategoria, o ktorej mowiłem. Czyli model do wożenia ultraciężkich rzeczy Główną różnicą jest, że Hike to będzie rasowy szybowiec.
  10. Jesg jeszcze LH160 w Havlu. Pracuje sie prawie jak z L285, a cenowo niżej jak Epidian.
  11. Czołgiem Panowie Dziś zdecydowaliśmy, aby w końcu pokazać (na co niecierpliwie czekałem od jakiegoś czasu ), nasz największy projekt. Najpierw jednak mała historyjka - skąd temat wziął. Otóż - lat temu z 10, kiedy to spędzałem większość letnich dni na lotnisku, usłyszałem o trzech magicznych literkach - FPV. Wtedy była to dziedzina wręcz mityczna, wydawała się niesamowicie zaawansowana technicznie, bardzo droga i zwyczajnie wzbudzała szacunek. Patrząc z podziwem na wyczyny kolegów, którzy się tym zajmowali, wpadłem na pewien szalony pomysł - żeby latając FPV łapać termikę. I to nie na zasadzie - wiszę w miejscu i czekam, aż mnie termika znajdzie, tylko aktywnie, od noszenia, do noszenia. Może nawet, od chmurki, do chmurki, jak pełnowymiarowy szybowiec Ówcześnie - pomysł został dość mocno zbesztany, bo nie da się i koniec - latając FPV termiki nie złapiesz, a ja mimo znaczącej determinacji aby udowodnić, że się da poległem. Zwyczajnie było zbyt drogo dla mnie wtedy. Teraz, jednak background techniczny się znacząco zmienił, FPV już nie jest drogie. Stało się na tyle tanie, że, całkiem przypadkiem, w moje łapki wpadł pełny zestaw do FPV (Bosscam 5,8GHz). Zestaw podstawowy, brak OSD, anteny koniczynki etc. Całość wmontowałem, w jedną noc, w mojego ulubionego Twinstarka: Tutaj już na zdjęciu z nową kamerą, która ma sterowanie zoomem (średnio udany eksperyment). Pierwszy lot FPV był przeżyciem dosyć emocjonującym. Wiecie - jak to pójdzie, a jak będę lądował, czyli masa obaw których nie odczuwałem o ładnych kilkunastu lat Ale po pierwszych 10 minutach - już pełen relaks, lata się tak samo, tylko odczucia nieco inne. No i pierwsze lądowanie, stwierdziłem "meh, ląduje w goglach, co się ma stać". No i wylądowałem, ustawiłem się na kierunku do pasa, ustaliłem opadanie na stałą wartość, ziemia się zbliża, ziemia złapała model, gaz zdjęty, chwilę się toczy i zatrzymuje. Cóż znowu - magii tu nie ma, lądowanie w FPV nie jest tak trudne jak wieść gminna niesie, kwestia odpowiedniej techniki podejścia. Po tym locie stwierdziłem, jednak, że przydałoby się kilka dodatkowych informacji o parametrach lotu i wrzuciłem na pokład vario SkyAssistant. Na drugi lot wystartowałem już bez obaw, zacząłem robić wysokość i nagle jedno skrzydło poszło w górę, a vario zapikało szybciej Myślę sobie "może i Twinek to krowa, ale wciąż ma opadanie własne mniejsze niż Falcon", więc zdjąłem gaz, zakrążyłem i vario wciąż pika. Kiedy vario zalogowało wysokość 1500m, stwierdziłem, że wystarczy, bo może i jest fajnie, ale bądźmy rozsądni. Wyleciałem więc z noszenia i na drugim końcu lotniska spostrzegłem kawał ptaka drapieżnego w krążeniu, na moje oko - orlika krzykliwego, ustawiłem się więc na przelot, straciłem w przelocie prawie kilometr wysokości (cóż, to w końcu dwusilnikowa krowa, a nie szybowiec), ale do noszenia doleciałem i znów wykręciłem się na 1500m. Wiadomo - to był jeden z tych pięknych dni, że cegła w termice lata, jednak udowodniłem (głównie sobie), że latanie FPV w termice jest wykonalne. Wtedy padła decyzja - szkoda życia na kręcenie byle czym, trzeba coś wyspecjalizowanego do szybowania w FPV. Najpierw chciałem coś sobie kopic, bo lato się kończyło, a latać by się chciało, jednak okazało się, że modele do FPV to albo pianki (które nawet jak fajnie się prowadzą, to szybować naprawdę dobrze nie będą), albo autobusy do wożenia ultra ciężkich rzeczy. Padła więc kolejna decyzja - kupujemy płyty modelowe, trzeba frezować. Najpierw, jednak było konieczne zrobienie projektu Ten się zaczął dla nas trochę nietypowo, bo do tej pory wszystko jednak było podobne- wiecie klasyczne skrzydło, do niego klasyczny kadłub i klasyczne stateczniki. Teraz jednak rozpisaliśmy pełne założenia: -Solidne 3m rozpiętości -Motoszybowiec (bo jednak starty z holu, to już egzotyka) -Łatwe lądowanie na punkt -Śmigło nie może zasłaniać obiektywu -Muszą być klapy, żeby rozszerzyć zakres prędkości -Neutralna stateczność spiralna,żeby nie pogłębiał, ani nie luzował krążenia -Musi być w pełni rozkładalny, zarówno do transportu, jak i żeby wymiana pojedynczych części nie była problemem -Musi posiadać bardzo łagodną charakterystykę przeciągnięcia, bo latając FPV mniej czuć, czy już blisko przeciągnięcia (ma się gorsze czucie prędkości) Po niemałym czasie spędzonym nad projektem, wykrystalizował się on jakoś tak : Dane techniczne prezentują się zaś tak: Rozpiętość – 3,2m Powierzchnia nośna – 75.5dm^2 Długość – 1410mm Profile - Moje Tak się prezentuje nasz podejście do spełnienia założeń. -Podwójny kadłub ma umożliwić umieszczenie śmigła z tyłu i niezasłanianie kamery. -Skrzydła ma 4 serwa w sobie, zarówno do klap prędkościowych, jak i do Butterfly'a. Rozmiar klap jest na tyle znaczący, że najpewniej będzie się dało wypuścić butterfly'a i wylądować z wdziękiem spadochronu -Rozkładalność prezentują rendery. Jeszcze przed nami wymyślenie tego od strony elektrycznej. -A o charakterystyki lotne dbają moje profile No i tyle teorii i klikania, teraz przyszedł czas żeby ubrudzić nieco ręce Samą robotę rozpoczęliśmy od zamówienia płyt. Początkowo planowaliśmy zamówić klasykę, czyli Prolab 65, zasięgneliśmy jednak języka, przejrzeliśmy katalogi i ostatecznie padło na 700 Terra, sprzedawane przez Milar z Grodziska Mazowieckiego. Same płyty są reklamowane, jako odpowiednik Prolabu 65, mają podobne parametry skrawania, podobną gęstość i mają dawać podobne parametry mechaniczne. I to wszystko za kilka setek mniej na płycie (ile - nie pamiętam. Pamiętam, że jedna płyta 700 Terra to 105EUR netto). Płyty przyszły bardzo szybko, mam wrażenie, że więcej czasu zajęło mi wtarganie ich po schodach Moment kiedy docierają płyty modelowe, to z reguły moment, kiedy klamka zapada i już się wycofać nie da, bo co się z tym ciężkim badziewiem zrobi Tak było i tym razem, więc nie zostało nic innego niż rzucić płyty na frezarkę i zacząć frezowanie: Po kilkudziesięciu godzinach rżnięcia, stwierdzeniu, że nie cierpię frezować, a tworzenie trajektorii frezarki to najgorsza praca świata, udało się doprowadzić całość do takiego stanu: (jeśli coś Wam nie pasuje co do ilości/różnych rozmiarów wzorców na płytach, to słusznie, nasze wzorce leżą tu z inną naszą robotą, która niestety dla nas nie jest i o której więcej nie mogę mówić) Po frezowaniu mogę już nieco więcej powiedzieć o wyborze płyt modelowych. Obrabia się toto, na pierwszy rzut oka, identycznie jak Prolab 65. Po pewnym czasie jednak, ze zdziwieniem, odkrywa się, że nowiutki frez węglikowy zaczyna piszczeć, wióry robią się gorące, a wrzeciono pokazuje wyższe obciążenie niż powinno. Okazuje się, że te płyty, zjadają węglik spiekany jak mój współlokator budyń (momentalnie i na gorąco). Efekt był taki, że pierwsze podejście do frezowania zostało przerwane w pół obróbki wstępnej (z obawy przed blokadą freza, lub starciem się go na tyle, że zacznie frezować nad detalem) i zamówieniem freza z pokryciem DLC. Dopiero takie pokrycie pozwoliło bez obaw frezować. Efekt dosyć ciekawy, bo na płytach się zaoszczędza, ale narzędzie trzeba użyć już drogie. Przy tylu płytach, jednak było to wciąż znacząco na plus. Myślę, że mogę też nieco ciekawego powiedzieć o technice obróbki jaką obraliśmy. Otóż nie używamy do frezowania frezów kulistych. Sporo czasu poświęciłem na symulację i badania zagadnienia, ale wychodzi, że przy powierzchnia, takich ja skrzydło, zastosowania freza palcowego pozwala uzyskać lepszą tolerancję, dla tego samego czasu obróbki, zapewnia lepszą powierzchnię (bo kula, samym czubkiem, skrawa wręcz okropnie), pozwala wyrobić ostre krawędzie i płaskie powierzchnie. Ważną cechą jest też redukcja częstości zmian narzędzia oraz brak konieczności frezowania kanałów na krawędzi natarcia i spływu (ale kanał w formie ma być, stąd taki eliptyczny wałek, za spływem, został zostawiony). Z, samego efektu frezowania, jestem naprawdę zadowolony, to są absolutnie najlepsze wzorce na jakich będę pracował. Inną sprawą jednak jest, że jak zobaczyłem jakich rozmiarów to będzie bydle, to z wrażenia aż usiadłem Co innego oglądać rendery, a co innego poczuć na żywo ten rozmiar. Podobne odczucie miała zresztą Angelika, druga połowa tego przedsięwzięcia, komentując tylko "O, matko w co my się wj******y" Poza tym formy mają podejście jakie u nas wyewoluowało w ostatnich czasach - wąską powierzchnie rozdziału, płytki mały rowek za spływem, tylko kilka kołków, które odznaczają jednocześnie linie podziału skrzydło-lotka i wykonane prowadzenia bagnetów. Na tę chwilę - szlifujemy wzorce, myślę, że w tym tygodniu będą już woskowane, a pod koniec tygodnia zaczniemy zdejmować z nich formy - trzymajcie kciuki Co do samej konstrukcji - mam duże oczekiwania i ambitne plany co do wykorzystania w locie, ale to jeszcze nie czas o tym mówić. Na razie będziemy mówić o kolejnych etapach wykonania form, a później modelu ps. Wybaczcie beznadziejną jakość renderów. To co wrzucam, wygląda uczciwie, forum za to uprawia jakąś dziką kompresję :|
  12. Jurku, tu serio nie ma magi. Tak naprawdę wszystko sprowadza do ustalenia jak zakręt ma wyglądać i co się wtedy dzieje na skrzydle. Dla przykładu - F3F skręca nieco jak jet, więc tak naprawdę interesuje nas mały przyrost oporu na wysokim Cz i gładka charakterystyka przeciągnięcia całego skrzydła (bo niezależnie co zerwie, to i tak wysokość straci, a nadmiaru jej nie ma). Z kolei termiczne modele, raczej nas interesuje żeby krążyć ciasno, nie bać się przeciągnąć, więc walczymy z tendencją do przepadania przez skrzydło. A jeśli chodzi o konkretne wychylenia sterów, czy wejść na lekkim pochyleniu, czy większym - temat jest bardzo rozmyty, trzeba się z modelem po prostu dogadać. Analiza numeryczna da parę wyników (np. czy warto w ogóle wychylać klapę do dołu, pozwala ocenić sens miksa SW do klap etc), ale w model i tak trzeba się będzie wlatać. Głównym problemem jest, że wyliczanie charakterystyk dynamicznych wymaga znajomości rozkładu mas, a tego z reguły nie znamy. Tendencja jednak jest taka, że dbając o warunki brzegowe, to zawsze będzie efekt dobry, realizacja jednak w locie, zawsze będzie wymagała umiejętności od pilota. Jako ciekawostkę mogę Ci coś innego powiedzieć - nigdy nie podjąłem się tematu obliczeń szybowca akrobacyjnego, głównie dlatego, że musiałbym mieć dobrze latający szybowiec akrobacyjny,żeby wiedzieć w co muszę celować.
  13. Modeluje za pomocą cech objętościowych ustrzeżenia i wzniosu (kwestie pilotażowe) i kwestią charakterystyki przeciągnięcia na końcówce - magii w tym nie ma. Jak końcówka nie przeciąga, to walić się w zakręcie nie będzie.
  14. Opadanie w zakręcie też jest sprawą drugiego rzędu. Cała rzecz polega na tym, że w modelu RC nie można polegać całkowicie ani na jednym, ani na drugim. To co jest istotne, to pewien balans między tymi dwoma cechami. Model który ma świetne parametry na przelocie, a słabo krąży będzie miał problem w słabszych noszeniach. A taki co lata tylko powoli - do noszenia w ogóle nie doleci, bo zatrzyma go byle czołowy wiaterek. W dużym skrócie - zależy am na tym, żeby wykres prędkości opadania od prędkości poziomej był jak najbardziej płaski. Dzięki temu model rozpędza się jak należy i ładnie krąży. Oczywiście w przypadku wolnolotek to nie ma w ogóle znaczenia - tam kąt zaklinowania statecznika poziomego jest stały przez cały lot, więc nikogo nie interesuje użyteczny zakres prędkości. Teraz mówiąc już nieco bardziej subiektywnie - osobiście nie cierpię powoli latających szybowców, zdecydowanie wolę więcej napocić się w termice, niż nie móc do niej dolecieć. W takich sytuacjach lubię opowiadać, o pewnym lecie kiedy miąłem dwa modele - Sky-E z ArtHobby i UMI od Blejzyka. Oba modele nie są szczególnie dobre pod względem aerodynamicznym, ale są popsute w inny sposób. Sky-E ma wąziutkie skrzydło z SD7080 - bardzo nośnym profilem, który wręcz zasysa skrzydło do tyłu kiedy próbuje się model rozpędzić. UMI zaś ma skrzydło o niższym wydłużeniu i HN1033, przechodzący na symetryczny profil na końcówce. Siłą rzeczy Sky-E lata tylko powoli i krąży jak poduszkowiec, przeciągnąć go nie idzie. UMI zaś latał tylko szybko, krążenie bło raczej agresywne, na mocnym przechyle i dużych prędkościach. I to właśnie UMIm zrobiłem najwięcej bardzo długich lotów termicznych (grubo ponad godzinę), właśnie dzięki temu, że przy czołowym wietrze wciąż mogłem szukać noszeń daleko pod wiatr. Ogólna tendencja jest jednak taka, że szybki szybowiec więcej wymaga od pilota, więc często szybowce określane jak "wspaniale latajace" to gnioty latające właśnie jak wolnolotki.
  15. Dokładnie tak - jak Re jest wysokie, to zwiększanie prędkości już nie przynosi efektu. Ale - zawsze są wyjątki Bardzo ciekawym szybowcem jest Diana 2. Skrzydła w tym szybowcu mają (prawie ) modelarskie cięciwy, efektem tego jest ich praca na niskich Re. I faktycznie jest to widoczne: http://www.dianasailplanes.com/szd55.html Na tym maleńkim wykresie (który jest już niedostępny w większej rozdzielczości) widoczne jest, że Dianie 2 też maksymalna doskonałość rośnie
  16. Troszkę się Spinaczy namnożyło :] Cała partia czeka teraz na obrobienie. Ale z racji robienia nowych form (do nieDLG) to obrabiane będą gdy ktoś zechce zestaw przygarnąć
  17. Spoko, sam temu patentowi nie wierzyłem Ale teraz jest niezastąpiony
  18. Spokojnie, wstrzymajcie swe konie z talkiem Do takich napraw, z powodzeniem stosuje cyjanoakryl z sodą oczyszczoną Sypie się sodę oczyszczoną na uszczerbek, na to kilka kropli CA (uważając żeby się nie poparzyć, mocno się to grzeje) i po minucie można szlifować. Szlifuje się to na gładko, ba poleruje się nawet Tutaj proponuje szlif, a na to lakier, łata będzie niewidoczna. Łatałem tak wszystko - od małego DLG, przez 3m zboczówki, po wzorzec na łopaty wiatrakowca.
  19. Choćby na wykresie Cl od Cd... Wyznaczasz, ze wzoru na siłę nośną, prędkość dla danego Cz, dzielisz to przez odpowiadające Cd i już - wszystko masz. Albo można wcisnąć "v" i wybrać Cl/Cd na osi Y, a Vx na osi X...
  20. W międzyczasie, skrzydełka wyszły z formy, tylko nie błyo dobrego światła,żeby je obfotografować... Koniec końców - znudziło nam się czekanie i prezentuje Wam zdjęcia robione z lampą błyskową Jak widzicie - Mamy nowe malowanko Same skrzydełka - w ogóle nie obrabiane jeszcze. Nie lubię obrabiać parki na raz, z reguły robię to raz w miesiącu, więc jak będę obrabiał, to wtedy wrzucę relację I korzystając z okazji: Kołki też mamy nowe
  21. Patryk Sokol

    Quick Flick II

    Szczerze, to nie wiem skąd u modelarzy te zapędy do robienia wyrzutów z samej ręki, pół obrotu etc. Ani tak nie jest łatwiej, ani bezpieczniej. Weźcie pod uwagę, że gdy rzucacie samą ręką, z pół obrotu itp. to dużo łatwiej skręcić ręką końcówkę (próbując unieść model do poziomu). Kiedy robi się cały obrót to siła nośna, z pomocą siły odśrodkowej, unosi nam model do poziomu i można machnąć z całej siły, bez obawy o to, że coś uszkodzimy.
  22. Tak jeszcze jedna sprawa. Wiesz Wapniaku,że wykresy którymi się tu podpierasz, powstały z użyciem tego samego programu, co go tak nie lubisz? W obu przypadkach profile obliczał XFoil (który również w XFLR5 odpowiada za analizę profili)
  23. Kłamczuszku Ty mój ;* XFLR5 zawsze był darnowy i nigdy nie miał różnych wersji, jestem przy tym programie od samego początku.
  24. Mam dla Was dwie rady: 1. Nie polecam wykonywania szablonów z metalu, bardzo skutecznie wychładzają miejscowo drut 2. Polecam wykonać wycinarkę wg tego pomysłu: http://charlesriverrc.org/articles/foam_vac/mrcss_foamcutter.htm Dużo równiej prowadzi to ramkę z drutem, a pracy przy tym niewiele
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.