-
Postów
4 647 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Treść opublikowana przez jarek996
-
Wylot puktualnie o 13.00 (leci z nami Andrzej Szarmach😉), a ladujemy w Gdansku planowo o 14.00. Podjezdza kolega, zabieramy karton do jego fury i jedziemy na stacje beznynowa skladac rower i pogadac. Gadamy do 15.00, bo wlasnie o tej godzinie chcialem ruszyc. Mam prawie 90 km i 4 godziny do zachodu slonca. Pogoda wspaniala (23 stopnie?), tylko lekki wietrzyk. Wskakuje na rower i ruszam (najpierw dookola lotniska), dalej przygdanskimi (kaszubskimi) wioseczkami. Teren lekko pagorkowaty i co chwile jakies jeziorko lub rzeczka, czyli po prostu: KASZËBË!!! Mijam Ostrzyce, Wiezyce, Stezyce i gnam ile sil w nogach, zeby zdazyc przed zachodem slonca. Gorek wiecej niz myslalem (na koniec okaze sie, ze bylo ponad 1000 m przewyzszenia!). Przed samym Bytowem piekna sciezka rowerowa, wiec moglem troszke przyspieszyc. Ogolnie cudowny kawalek, ale pokonany ZA szybko. Tymi widokami nalezy sie w spokoju cieszyc, a nie tylko gnac przed siebie i stawac na fotke. No ale tak sie to (tym razem) wszystko czasowo ulozylo i inaczej sie nie dalo ogarnac. W koncu dojezdzam do mojego spanka, gdzie ukrainski personel pomaga mi sie “ogarnac”, Pan Jura odbudowuje moje sily serwujac stakanik samogonu i ide sie “prysznicowac” i przebierac. Pozniej zamawiam taksowke (do centrum Bytowa jest ze 3 km, a rowerem mi sie nie chce) i ruszam na Bytow. Osiadam w fajnej restauracyjce na samym rynku (Atmosfera), a po kolacji (i pierwszym miejscowym piwku) udaje sie do kawiaranki na dalsza degustacje miejscowych piw. Walcze do 23.30, zamawiam ta sama taksowke i jade spac. P.S. zdazylem tuz przed odlotem zalozyc nowe opony. Mialem juz takie 40mm, ale teraz zdecydowalem sie na 45mm. WTB VULPINE. Bardzo fajne na mieszany teren i zdecydowanie lepiej “wgryzaja” sie w teren, niz moje poczciwe BYWAYe, ktore sluza raczej do lzejszych terenowych jazd, ze wskazaniem do dobrze ubite podloze.
-
-
Jedna ENYA juz skrecona. Wyczyszczony, naoliwiony z nowymi uszczelkami. Lozyska jak nowe! Pozostaje pogrzebac, znalezc mu gaznik, wydech i na poleczke!
-
Nie chodzi mi o jego wartosc, tylko o uratowanie przed zaniedbaniem. Niech sobie lezy u mnie szafce i blyszczy naoliwiony i czysciutki!
-
Na TRADERA. Wygralem za 117 koron 🙂
-
-
RWD-10 2,5m
jarek996 odpowiedział(a) na Patryk Sokol temat w Konwersje spalin na elektryki i elektryczne "giganty"
Zrob jej po bokach srebrne zdobienia, to sie Erwudziakiem "spasuje" 😁 Wlasnie kupilem nowe kola do mojego gravela. Ciekawe ILE Dacii sa warte 😉 -
Ktos sie chce POTAPLAC? Taplin Twin Mark III R/C dieselmotor | Köp på Tradera (645017319)
-
Ostatni dzien opisze jak wroce. Jutro lece do Gdanska i wale rowerem do Swinoujscia. Nie jade nad samuym morzem, ale tak jak widzicie na mapach ponizej. https://en.mapy.cz/s/cacucanafa https://en.mapy.cz/s/mudofarola https://en.mapy.cz/s/focakopuso
-
20 minut w "pralce" i okazuje sie, ze mamy NOWE silniki 😉 Lozyska swiezutkie (orygianlne MADE IN JAPAN), widac ze to NIE bylo wiele w powietrzu! Dopiero jak rozebralem, okazalo sie , ze maja gazniki od OSa!!! Mam kilka "enyowskich", wiec dostana oryginaly.
-
Latac w tym roku NIE latalem, ale silniki sprobuje uratowac! Doszly do mnie przed chwila dwa silniki ENYA 46-4C kupione za TZW psie pieniadze, jako uszkodzone (Niemiec nie odpalal i nie dawal gwarancji, ze chodza). Jeden ma kompresje lepsza jak nowy, a drugi jest bez swiecy wiec jeszcze nie wiem. Brakuje oryginalnych mocowan gaznika, poza tym w niezlym stanie. Wymyjemy, sprawdzimy lozyska i moze jeszcze polataja!
-
Ja moge caly dzien BEZ jedzenia 😅
-
Moze akurat polwysep nie jest tak "zasmiecony", ale koszmar zaczyna sie juz we Wladku 😬 Dzien drugi: Poniewaz obaj jestesmy “krotkosenni” (albo to juz wiek 😉), budzimy sie PRZED budzikiem. Szybka toaleta, na sniadanie walimy wode Gerolsteiner na ktora zaprasza hotel i schodzimy po rowery. poniewaz NIE wzielismy opcji ZE sniadaniem, bo wiadomo jak to jest; czlowiek zjada 3 razy za duzo i pozniej przez pierwsza godzine jedzie sie bardzo niekomfortowo. Dojezdzamy wiec do Wismar i tam postanawiamy walnac po kawce i ciachu w klasycznej germanskiej Bäckerei. Co jest cudowne, maja tam od samego rana sniadania (prawie w KAZDEJ kawiarence!). My jednak tylko po ciachu. Wismar okazuje sie PRZESLICZNYM miasteczkiem (jak wszystkie Hanzeatyckie zreszta). Walimy fotki i zmykamy dalej. Za miastem zaopatrujemy sie w napoje do bidonow, aja znajduje chwilke na “popatrzenie” na wydzial piwny sklepu. Ruszamy (najpierw zwirek, pozniej asfalty, a pozniej mieszane) w strone Rostock! Przejezdzamy przez CUDOWNE miasteczko (wies?) Rerik. Mimo, ze jest wczesnie, upal zaczyna doskwierac! Pozniej przejezdzamy przez CUDOWNE Kuhlungsborn (jak to sie rozni od naszych np. Miedzyzdrojow 😬 Po naszej lewej stronie Pfajne plaze (same plaze, to moze w Polsce sa ladniejsze, ale na 100% NIE reszta), kupa fajnych zejsc na nie (na kazdym z nich zawsze cos interesujacego) no i tlumy ludzi (sobota i 30 stopni we wrzesniu)!! Znajdujemy knajpke i walimy po browcu, a ja jeszcze niemieckiego klasyka na zab (Marek wzial bulke ze sledziem). No i zaczyna sie NAJPIEKNIEJSZY kawalek dnia (moze ze 30 km przed Rostock) Mloda Niemka robi nam po lodzie i po chwili lenistwa jedziemy dalej. Dojezdzamy do przedmiesc miasta (Rostock) i szukamy drogi do promu. Najpierw jednak stajemy na piwo z malego miejscowego browaru. a po piwku przeprawiamy sie na druga strone Zaraz za przeprawa sciezka ktora wjezdza po 2 km w las Przy kazdym zejsciu obiecujemy sobie, ze sie wykapiemy, ale konczy sie to oczywiscie: przy nastepnym 😆 Walimy dalej chlodzac sie co jakis czas browcami, az dojezdzamy do miasteczka Prerow. Juz wczesniej postanowilismy, ze TAM zjemy, bo z tej miejscowosci mamy tylko 15 km do noclegu. Niechcacy ( ) trafiamy na knajpe z minibrowarem Marek bierze “czteropak”, a ja testuje kilka 0.3l (pierwsze 3 z karty). Ja zjadam tylko slatke ze scampi, bo jak wiecie NIE lubie duzo jesc jadac Po drodze z Prerow do noclegu mijamy knajpe z Budwarem, ale przypominam sobie, ze jestesmy w Niemczech i NIE stajemy Ostatnie kilometry do noclegu w pieknych okolicznosciach przyrody. Woda, lasy i sciezki rowerowe. Dojezdzamy do Pruchten i jeszcze przed prycha wale zimniutkiego hellesa zakupionego w sklepiku na campingu po drodze (oj, NIE byl regionalny. Marek dokreca kilometry (mamy 154, a on juz raz przejechal 156 i chce miec 160 ). Krecac swoje km, odkrywa, ze w porcie, cztery kilometry od nas (Bodstedt) jest zlot starych drewnianych zaglowcow (ale takich srednich, nie zadnych gigantow). Ubieramy sie i zmykamy na impreze!!! Tam dopiero lapie mnie glod i wale dwa klasyczne, grilowane bockwursty (i oczywiscie browca) Tym razem Bitburger, ale bylo to jedyne piwo jakie mieli (sponsor zlotu). Posluchalismy muzy (na zywo), poogladalismy Niemki i o 22.30 udalismy sie spac do naszego domku.
-
Wstaje o 4.30 , szybkie pakowanko (w sumie to juz bylem spakowany) i przy ledwo wschodzacym sloncu pedze na pociag do Kopenhagi. Z Kopenhagi kolejnymi dwoma pociagami do celu (czyli Maribo). W Maribo pozegnalem sie z dunskimi kolarkami ktore poznalem w pociagu i ruszylem w strone Rödby. Okazalo sie, ze byla to piekna gravelowa traska (prawie cale 20 km), wiec pomyslalem, ze jak mam tak udany poczatek, to bedzie tylko lepiej! Po kolo 22 km dojechalem do promow Rödby-Puttgarden i zakupilem bilet (10 EUR i to powrotny, bo w jedna strone NIE maja!). Wjechalem na prom, zaparkowalem rower i poszedlem na kolarskie "sniadanie" Podroz trwala tylko 45 min, wiec ledwo zjadlem i czas bylo sie zawijac. Wyjazd z promu na niemiecka ziemie i jazda w strone mostu! Przejazd mostem, zjazd na sciezke i Chwila za mostem zjazd z asfaltu i zaczynaja sie znowu szutry po kilkunastu km jazdy dobijam w koncu do wody Wieje niesamowicie i niestety wieje wschodni, a ja przecie na wschod. Zaczynaja sie niemieckie nadmorskie “kurorty”, wiec powoli rozgladam sie za paliwem. Niestety wszystko z rana pozamykane i pierwsza otwarta "stacje" znajduje dopiero po kilkunastu km 😉 Mijam przepiekne nadmorskie miejscowki, bez tego calego polskiego balaganu (wesole miasteczka, nap…ca wszedzie muza i chinskie badziewie). Przykro to pisac, ale polskie miejscowosci nadmorskie to jest taki koszmar, za staram sie je omijac (jadac w Polsce), zeby widzac je, nie zaczac plakac. Totalne bezguscie, chaos architektoniczny + pierdyliard szyldow i reklam, no i przede wszystkim ta wszedobylska chinszczyzna. Niestety Niemcy wygrywaja 5:0. No i piwo maja po 4-5 EUR, wiec tez nie zadne “paragony grozy”. Do tego tez PRZEPIEKNE, gustowne promenady (czesto z malym molo), piekne pensjonaty, hoteliki i dyskretne sklepiki. Masa fajnych restauracji i barow. Po browcu (regionalny Flensburger) ruszam dalej i mysle juz o nastepnym. Robi sie coraz cieplej, ale wiatr na szczescie (choc do tego sie przydaje) wysusza natychmiast pojawiajacy sie pot. Mijam porty, plaze i kolejne miasteczka, a jade glownie szutrami (tak z 80%). Dojezdzam do miejscowosci Neustadt i znajduje knajpe z wlasnym browarem. Staje wiec w pieknym miejscu i racze sie ich wyrobem. Jest tak pieknie, ze sie dupska nie chce podnosic, ale przede mna jeszcze ponad setka, wiec wskakuje na siodlo i pedze dalej. Ciagle przy wodzie i nagle wyjezdzajac z lasu ukazuje mi sie Travemunde. Zasuwam bulwarem, znajduje fajna miejscowke, staje i mloda Niemka robi mi loda. Po chwili znajduje prom na druga strone rzeki Trave, place 1 EUR (fahrrad) i wsiadam na prom. Pan niestety informuje mnie, ze musze tez kupic na osobe. Pytam, jak czesto maja rowery BEZ rowerzysty, ze bilety ich NIE obejmuja! Pan sie usmiecha i wpuszcza mnie bez biletu. PO promie od razu sciezka (kilka km asfalt) i zjazd w strone wody (szutry) Po kilkunastu km zaczyna mi sie robic sucho i staje przy budce z piwem i przekaskami. Biore browca i bulke ze sledzikiem. Wsiadam na siodlo i pod silny wiatr krece kolejne dziesiatki km. W koncu odbijam w strone Gägelow, ale najpierw na skrzyzowaniu znajduje piwna knajpe! Maja cudowny wybor (Belgow np.), ale trzymam sie swoich zasad i pije PRZEDE WSZYSTKIM regionelne! Pada na Rostockera. Pozniej jeszcze tylko 16 km pieknymi szutrami i dojezdzam do hotelu! W doslownie tym samym czasie (zdazylem tylko wziac karte do pokoju i klucz do rowerowni) pod rowerownia pojawia sie Marek. Zostawiamy rowery i postanawiamy uczcic spotkanie piwkiem! Tym razem ciemniejszy Rostocker. Gadamy chwilke, a pozniej idziemy na basen i do sauny. Po kapielach sie ubieramy i schodzimy do baru, W barze maja lanego Radebergera no i rowniez Rostockera Daje sie tez skusic na strzal niemieckiej ziolowki. Dobrze ze mialem pelne bidony, bo lekki kacyk byl NIEUCHRONNY! Pogadalismy jeszcze do 24.00 i zasnelismy jak bobaski (z tym ze bobasek Marek chrapal niemilosiernie). Razem z Dania, wyszlo 173 km CUDOWNYCH kilometrow!!!
-
Ja korzystajac z CUDOWNEJ pogody, wyskoczylem na trzydniowke: RÖDBY- SASSNITZ Razem z Dania, wyszlo 430km CUDOWNYCH kilometrow!!!
-
Retro 061 Redfin Engines Dieselmotor | Köp på Tradera (642959713) Super Tigre G 21/29 | Köp på Tradera (642240163) Allbon Merlin 0,76 cc | Köp på Tradera (642244918) Dooling .29 | Köp på Tradera (642241131)
-
No a ja wrocilem wczoraj z TZW szybkiego strzalu. W czwartek wieczorem polecialem do Budapesztu, a wczoraj wieczorem wrocilem z Katowic. Oczywiscie opisze troszke pozniej (+ wkleje fotki)
-
Dzisiaj samotne, szosowe ( NIKT pod klub 0 10.00 nie przyszedl!!!) 90 km w sztormowych podmuchach. Dobrze, ze chociaz cieplo bylo. Po drodze zjadlem chyba ze 2 kG sliwek i 0,5 kG jezyn 🤩
-
Wszystko mechaniczne , ale POCHOWANE 😅 Tak to dzisiaj robia (NIESTETY?) 😉
-
Jeszcze NIE jezdziles po albanskich wertepach 5 dni pod rzad, po 12o km dziennie 😉
-
Marcin; przykro mi, ale juz wiem ze z tym sportem jest mi NIE po drodze 😉 Ja wczoraj wykonalem PIERWSZA jazde na powaznie (dzien wczesniej tylko dookola domu). Rower zostal wymyty, lancuch i kaseta wyczyszczona i nawoskowana (mial na sobie smar konserwujacy, ten ORYGINALNY, ktory jest na lancuchach w opakowaniu!!!). Moge szczerze powiedziec, ze rower jest NOWY! Zadnych rysek i sladow uzytkowania. Chyba faktycznie ma te 400km na asfalcie. Oto kilka fotek. Campa gravelowa chodzi bardzo fajnie i od razu poczulem sie "jak w domu" (mam przeciez Campagnolo w szosie). Rower jezdzi troszke inaczej, jak moj stary. Czy lepiej? Tago nie chce napisac, bo moze nie byloby prawda. Jest na 100% bardziej zwart, nie ma ZADNYCH luzow, ale to dlatego, ze jest nowy. Po kilkust kilometrach w ciut ciezszym terenie napisze wiecej. Siodelko na razie zostawilem i zobacze, czy mi sie na nim dupa ulozy. Jest to gravelowy FIZIK, krotki i z dziura w srodku. N razie trudno mi cos o nim wiecej napisac.
-
Jeśli istnieje ścieżka rowerowa, normalnie powinieneś z niej korzystać. To samo dotyczy motorowerów dwukołowych klasy II. Przy zachowaniu szczególnej ostrożności możesz jeździć rowerem po jezdni, nawet jeśli jest tam ścieżka rowerowa. Warunkiem jest, że masz ukończone 15 lat i dozwolona prędkość na jezdni nie przekracza 50 kilometrów na godzinę. Tlumaczenie ze strony naszych”drogowcow”. W Malmö ( poza autostrada i moze dwoma wylotowkami, ktorymi i tak nie jezdze) mamy 50km/h
-
Ja jak jezdze szosowka, to jezdze TYLKO drogami, nawet jak sa sciezki rowerowe. Balbym sie za.......ac 30-40 km/h sciezka, bo dzieja sie tam ROZNE rzeczy (polowa "sciezkowcow" gapi sie np. w telefony). Bezpieczniej czuje sie na drodze. Tym bardziej, ze moge jechac i tym i tym. Moj wybor