Skocz do zawartości

AMC

Modelarz
  • Postów

    2 028
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    14

Treść opublikowana przez AMC

  1. Widziałeś rosę na plaży w południe ? A polatać przy zimowym wyżu też lubię, ale dobre okulary p-słon. muszą być, bo szkoda oczu. P.S. : z telefonu pisałeś, czy co...
  2. AMC

    Problem z HS-5495BH

    Tak, jestem w trakcie. A może i na tropie, a czy nie fałszywym, to się okaże ...
  3. Michale, pisz śmiało czego nie rozumiesz, spróbuję przybliżyć jakoś. Wiem, że rozumiesz trudności z tym związane - poziom techniczny tych urządzeń jest dość wysoki, więc jakieś podstawy do pełnego zrozumienia przydałyby się. Ale i bez nich może coś da się jaśniej . Ten wspomniany poziom skomplikowania skutkuje m.in. tym, że na setki (jeżeli nie tysiące) możliwości wystąpienia małych niedoróbek czy niedopatrzeń wystarczy często jedna, żeby całość poszła na złom, niestety czasem w towarzystwie złomu pokretowego. Popatrz na płytę główną PC-ta czy laptopa : jak coś tam padnie, wystarczy jeden lut czy maleńki oporniczek, to nikt zazwyczaj nie będzie tej usterki poszukiwał, w większości wypadków całość idzie do kosza. A jednak większość tego sprzętu działa długo i niezawodnie i to przy dość niskiej cenie. Nieprzypadkowo wybrałem na początek te Tower Pro 9xx , potencjalnie reprezentują sobą to, za co inni producenci życzą sobie 3x albo i więcej. Ktoś kiedyś dziwił się, po co w ogóle rozbierać serwo... Może takiego za 300 czy 700 złotych nie trzeba, tego jeszcze nie wiem. Ale i tak bym rozebrał, bo i takie czasem też zawodzą - jak słusznie zauważyłeś .
  4. Zgadza się - adrenalina to jest TO ! Pamiętam, że jako zupełny świeżak też wyginałem do przodu drążek gazu. Potem ten sam błąd obserwowałem u innych pieczonych właśnie oblatywaczy. Przyłączę się z ciekawości porównawczej do Twojego pytania o szybowanie z niezbyt silnego, poziomego wyrzutu z ręki. 10-15 metrów to bardzo przyzwoity wynik, można zgrubnie oszacować zapotrzebowanie ciągu dynamicznego do lotu poziomego na mniej niż 100 G.
  5. Nie wiem, czy każdy tak ma, ale przeprosiłem się z kretami od czasu wdrożenia w miarę regularnych ćwiczeń na symku. Wyrabia odruchy i przepisuje je w podświadomość na trwale. Jak nauka jazdy na rowerze - o ruchach korekcyjnych kierownicą dla utrzymania równowagi żaden rowerzysta nie myśli jadąc, a cechuje je małe opóżnienie, czyli dobry refleks. O to samo tutaj chodzi.
  6. Rzecz cała i ambaras w tym, żeby pod obciążeniem nie dusić poniżej 3,3V , a niektóre wysokowydajne prądowo lipolki nie lubią robić za cytrynkę już od 3,5V w dół. To się bierze z dość gwałtownego wzrostu rezystancji wewnętrznej przy takich napięciach i skutkiem tego takimż wzrostem ilości wydzielanego ciepła. Ilość ta nie jest jednakowa w skali mikro dla każdego miejsca na elektrodach ogniwka, miejscowy wzrost temperatury (chodzi o powierzchnie początkowe - inicjujące degenerkę - rzędu tysiącznych części mm kwadratowego), rozprzestrzeniającą się od tego miejsca koncentrację strat i miejscowe przegrzanie, niezauważalne z zewnątrz. Ale to małe przegrzane miejsce od tej chwili już nie jest aktywne w procesie elektrochemicznym ładowania/rozładowania. Rzeczywiste parametry ogniwka - pojemność i dopuszczalne prądy ładowania i rozładowania - pogarszają się, ale użytkownik o tym niekoniecznie wie i reszta jest już łatwa do przewidzenia. Abym mógł zaufać telemetrii, wprzódy chciałbym ją sprawdzić. Nie wiem, jak będzie wyglądał np. FC XL albo Twin Star ze sporymi wyświetlaczami LED na jednej z bocznych ścian kadłuba. Takie dziwaczne, proste w realizacji pomysły są w planach do realizacji. Nie wiem, czy to jest zakażna choroba, ale na wszelki wypadek ...
  7. Morwy i wujki wykazują dużą siłę nośną wspomagania procedur ... Do 3,75 V ? To sporo mu zostawiasz, jak powietrza w płuckach. Może jakiś głębszy wydech ? Tylko tak bez zawrotów głowy i omdlenia... Dziś nie wytrzymałem - było -5*C i zachodzące słoneczko, poszedłem. Po 35 minutach zmarzłem troszkę, a samolocik jeszcze nie. Też 1300 efektywnej (nowy miał 1500, nawet ciut więcej), ale full gaz prawie non stop, czyli 60 gramów strasznego ciągu z potężnego 6x3 na wałku mocarnego szczotkowca 280 - 14 watów to nie żarty . Zjadł trochę ponad połowę porcji, do godziny może by dociągnął. Nie dało się przeoczyć, że powietrze gęstsze lepiej niesie, różnica naprawdę spora. Więc jak to porównawczo przemielić między uszami, to Twój powinien najmarniej 15 minut spożywać na dobrym śmigiełku. Nie wiem, czy też tak masz, że dopiero po kilku minutach lotu rozpoczyna się delektowanie delicji ... o ile ręce nie zgrabieją albo komary nie w... moorwią .
  8. Ale samolotów wyczynowych budowniczyś tęgi ! Wytrzeszczam się na Twoją 330-stkę i się uczę (tak mi się wydaje...). Żadna ujma czegoś zawiłego nie umieć jeszcze, ale nie chcieć nauczyć się czegoś akurat potrzebnego, to już inne buraczki - bo too zaa truudnee, bo ja nie daam raadyy, bo "niechcemisieee" ... To ujawnia cieniastwo, albo że wzięło się nie swoje klocki. Ale jakieś dobre własne klocki trzeba w życiu mieć, niejednego już uratowały w trudnych chwilach. Dlatego rób Karol, poprawiaj, kombinuj, aż wyjdzie dobrze i będzie Ci się podobało. Przewody do serw wygodnie jest prowadzić w lekkich, dość sztywnych rurkach, zwłaszcza te długie, np. w nie obkurczonych koszulkach termokurczliwych. Średnica rurki musi umożliwiać przeciągnięcie przewodu/-ów wraz z wtykiem JR na końcu. Jeżeli w jednej takiej rurce prowadzisz więcej niż jeden trójprzewodowy kabelek do serwa, to wskazane jest skręcenie tych trzech przewodów (tzn. masy, plusa i sygnału) ze sobą, do każdego serwa osobno. To zmniejsza emisję zakłóceń i jednocześnie wrażliwość na nie takiej "linii przesyłowej".
  9. Rafał, a nie pogniewasz się na mnie ?... I nie będziesz czuł się urażony ?... Ani trochę ? Obiecujesz ?... Na pewno nie obrazisz się na mnie ?... No dobra, ale to tylko taki żart, bankowo zapewniam ... Przed "że" stawiamy przecinek , ale ciii... nie mów nikomu, dobra ? (OT do usunięcia) Myślę, że to i tak spory plus dla Karola, że jednak woli robić samolot, niż - jak spora część Jego pokolenia - marnotrawić czas na zapełnianie Internetu "łaciną" na przykład. Ale Rafał ma rację, troszkę przyłożyć się do staranności wykonania nie zaszkodziłoby. To nic, że nie masz instruktora, tak jak miał Rafał i wielu z Nas. Masz kogo zapytać o wszystko, co z modelarstwem związane, tu jest sporo specjalistów, mistrzów i artystów w tworzeniu modeli. Jest sporo zdjęć, obejrzyj bo warto. Poczytać jeszcze bardziej się opłaca. Zerknij np. na bieżący wątek o Ekstrze 330 Rafała właśnie, do tego dochodzi się dłuuugo... Tylko najlepsi zostają, reszta się wykrusza. Liczymy na to, że zostaniesz na to dłuuugo .
  10. Takie i podobne drgania to częsta przypadłość różnych serw, tych tanich i tych dużo droższych. Zamierzam temu drażniącemu objawowi poświęcić nieco uwagi. Jedną z możliwych przyczyn jest zanieczyszczenie styków ślizgowych potencjometru : na ścieżce oporowej startym materiałem tej ścieżki (kompozyt węglowy lub inny), a na styku centralnym tlenkami i siarczkami. Druga możliwa przyczyna to niestabilna lub zbyt krótka "pamięć" serwa analogowego - i to wymaga dłuższego omówienia (już rozpoczętego - oscylogramy poglądowe).
  11. Noo... Hmm... Nie jest chyba idealnie symetryczny, ale pamiętam, że takie chętniej same do domu wracają. Miałem takiego połatańca pokretowego jak pęto "podwawelskiej", bez nadajnika sam wracał - zawsze w lewo, jak bumerang. Coś w tym jest ... Ważne, żeby jakoś latał. Potem motywacja Karolowi (mam nadzieję) wzrośnie, to zbuduje może coś następnego, już z linijką w ręku albo oku ...
  12. Kluczem do odpowiedzi na pytania związane z osiadaniem skroplin na elementach jest to, że w ciepłym powietrzu może się "zmieścić" więcej pary wodnej, niż w zimnym - mówiąc najprościej. Więc gdy nagle schłodzimy ciepłe i wilgotne powietrze, co ma miejsce przy powierzchni zimnych elementów, to nastąpi wykraplanie wody na tych powierzchniach, czyli rosienie. To z kolei może być inicjatorem procesów elektrochemicznych i w efekcie korozji. Zwykle tak bywa z niezabezpieczonymi przed tym elementami : gołą stalą, alu (im twardszy stop, tym zwykle mniej odporny ; czysty glin jest bardzo odporny), miedzią, mosiądzem. Złocone, srebrzone lub choćby ocynowane ( to te najpopularniejsze) styki złącz są na to dość odporne, ale tylko w miejscach, gdzie powłoka ochronna jest całkowicie szczelna. Tak więc sam mróz modelowi niespecjalnie może zaszkodzić, jeżeli inne użyte do budowy materiały i spoiwa nie boją się go. Niektóre marniejsze cyjanoakrylaty puszczały w niemodelarskich dorażnych zastosowaniach przy ok. -10*C. UHU Por raczej się tego nie boi, klej do szyb ma w nosie -33* ( Wurth podaje, że -50* też go nie obchodzi). Tworzywa sztuczne termoplastyczne z przemiału (wtórne) często robią się kruche w niskich temperaturach. Niebezpieczne jest za to nagłe ocieplenie otoczenia - tak jak napisał kolega vowthyn wcześniej, gdy wystąpi kilkustopniowa różnica temperatury pomiędzy zimnymi jeszcze elementami a otaczającym wilgotnym powietrzem. Gdy jest ono suche (zawiera mało pary wodnej), różnica temperatury musiałaby być odpowiednio większa aby wystąpiło wykraplanie. Może ktoś wie coś więcej na temat reakcji innych, powszechnie stosowanych w modelarstwie materiałów konstrukcyjnych i pomocniczych na niskie temperatury ?
  13. ... qrczaki ! Czy w czasie lotu pilot będzie przybierał stosowną do napisu minę ? Myślę jednak, że ten napis pozostanie jakoś na uboczu realiów . Gdybyś razu któregoś popadł w nudę nieznośną, to spróbuj zamiast Apecaka 8x6 nadziać na silniczek Giewuesia 8x6 albo 8x5 , najlepiej czarne HD , ale i zwyczajna pomarańczka o prostych łopatach też się nada. Sądzę, że polatasz dłużej i lepiej na jednym pakieciku. Propozycja jest czysto egoistyczna, bo ciekawość mnie zżera, czy w każdym przypadku można zauważyć przewagę dynamiczną Giewuesi nad innymi w tej klasie - bo statyczna jest ewidentna. Zwracałeś może uwagę, też tylko z ciekawości, na jak długo wystarcza Ci teraz jedna porcja soczystego prądu w pakiecie ?
  14. Eeech... Lepiej póżno niż wcale - pomyślałem sobie na marne usprawiedliwienie, że dopiero teraz zobaczyłem "Vulgarusa". Ale nazwa jednak mi nie pasuje jakoś, bo samolocik wygląda elegancko i intrygująco, na pewno go zapamiętam na dłużej. Zdjęcia super (zwłaszcza oglądane w listopadzie), jak spisywał się w pracowitym sezonie ciepło-lotnym ?
  15. Dzięki Paweł, zaraz skrobnę PW . Bardzo chętnie zaspokoję ciekawość, zajrzawszy do tego spalonego MG996R. Ten typ też jest już na warsztacie, razem z rozpoczętym MG995R. Jak duży skok kątowy orczyka mogło mieć to serwo przed awarią, a jak dużego sobie zażyczyłeś zwiększając wychylenie klap ? Serwo musi tolerować pełny skok, ale to "pełny", mimo jednoznaczności zdefiniowania czasu impulsów sterujących min/max , nie jest jednakowe we wszystkich nadajnikach , niektóre umożliwiają przekroczenie tych granic. Przypuszczam, że jestem na tropie możliwej przyczyny opisanej przez Ciebie awarii i ew. sposobu zabezpieczenia przed powtórką. Obyło się bez krecika, czy były trudności ? Rozbiorę, popatrzę, pewnie o coś jeszcze zapytam za pozwoleniem . Czyżbym był nie jedynym zwolennikiem złącz D-sub ? Prośba : rozwiń dla jasności i potomnych skróty DHC-1 i EPA - dzięki .
  16. Serwo Tower Pro MG 995 R , produkcja prawdopodobnie styczeń 2012 r , zakupione w kraju jako nowe w listopadzie 2016 r. Pozwolę sobie przybliżyć konstrukcję tego serwomechanizmu, uzupełniając fotki drobnymi spostrzeżeniami i nie roszcząc sobie żadnych praw do bezwzględnej ich słuszności. Serwo pracuje dość głośno, wytwarzając brzęczenie typowe dla lużnej lub niedosmarowanej wielostopniowej metalowej przekładni. Orczyk wędruje za drążkiem dość wiernie, choć zdarzyło się jedno ewidentne opóżnienie w skrajnej pozycji, tak jakby chwilowe zacięcie. Nie udało się tego efektu sprowokować powtórnie. Siła trzymania pozycji zadanej jest bardzo duża, porównywalna chyba z wytrzymałością przeciętnego cięgła bowdena fi 2, zaczepionego na r 15 mm. Sworzeń orczyka mógłby go rozerwać lub przeciąć - takie mam wrażenie. Przy kontrolowanym napięciu zasilania 5,00 V prąd utrzymania obciążnika 5000 gramów, zaczepionego na promieniu 17 mm (drugi, licząc od osi obrotu otwór fi 1,50 mm w orczyku z fabrycznego wyposażenia dołączonego do nabytku) wynosił średnio 650 mA po spokojnym zwiększaniu siły aż do zupełnego uwolnienia (puszczenia w zwis swobodny) ciężaru i spadał do 470 mA po chwilowym odciążeniu obciążnika, a rósł do ok. 950 mA po chwilowym dociążeniu siłą palca. Prąd podnoszenia tak zawieszonego ciężarka przy nagłym sterowaniu wynosił przeciętnie 2870 mA i nie był dokładnie powtarzalny w kolejnych kilkunastu cyklach, pewnie z powodu prymitywnego cięgła z drutu fi 1,3 mm i nieregularnego tarcia tego drutu w otworze orczyka. Najwyższy zaobserwowany wynik : 2920mA . Serwo pracowało z trudem i wyrażnie wolniej (tak gdzieś połowa prędkości swobodnego ruchu), będąc w sposób widoczny blisko granicy swoich możliwości. Napięcie wskutek spadku na przewodach 0,35 mm2 i złączach tradycyjnych JR wynosiło tuż przy serwie 4,82 +/- 0,02 V (pomiar igłami wprost na przewodach), moment obrotowy był nie mniejszy niż 8,5 kGcm (ok. 0,85 Nm) ; z uwagi na wspomniane tarcie był z pewnością nieco wyższy. Po tej ciężkiej próbie serwo zrobiło się ledwo-ledwo cieplejsze po stronie silniczka. Nie zauważyłem błędów pozycjonowania przy dochodzeniu do neutrum z obu kierunków. Opisane powyżej orientacyjne, zgrubne pomiary wykonywałem już po ingerencji w serwo, o której niżej. Obudowa serwa jest wykonana z dobrej jakości poliamidu z wypełniaczem, niezbyt kruchego i nie nadmiernie elastycznego. Długie wkręty do tworzywa, ściągające trzy części tej obudowy są wkręcone dość płytko w górną część - zaledwie ok. 2,4 mm, ale trzymają dobrze. Mogłyby być o 2 mm dłuższe. Gniazda osadzenia osi przekładni mają postać mosiężnych tulejek, zatryśniętych w materiale obudowy (wtrysk wysokociśnieniowy, schładzany zupełnie w formie przed wypchnięciem z niej). To duży plus, bo nacisk osi rozłożony jest na większą powierzchnię tworzywa i nie grozi rozbijanie ani pękanie gniazd, jak to się zdarzało w dużo droższych serwach. Jest to dość kosztowne technologicznie rozwiązanie tego problemu, bo trzeba zachować wąską tolerancję otworu w mosiądzu. Tu jest zachowana - osie wchodzą w swoje otwory dość ciasno lub ze znikomym (szac. 2...4um) luzem. Luz poszczególnych zestawów kół zębatych też jest bardzo mały. Przekładnia jest prawidłowo zaprojektowana i nieżle wykonana, luz końcowy na sucho (po usunięciu smaru z osi i z zębów kół) jest niewielki - ok 0,3...0,4 mm na ramieniu 28 mm. Dużo droższe konstrukcje miewały nieco więcej, przy dobrze smarowanej przekładni taki luz jest niewyczuwalny - bliski zeru (efekt działania smaru). Wałek wyjściowy z wielowypustem, tradycyjnie wykonany jako monolityczny z kołem zębatym ze stopu Al, jest podparty na dwóch łożyskach kulkowych fi 6 x fi 10 x 3 mm. To kolejny oczywisty plus dla tego TP. Koło pierwszego stopnia także jest aluminiowe, zaprasowane na niepełnym podtoczeniu stalowego zębnika 2-go stopnia (quasi-wielowypust). Po otwarciu pokrywy przekładni miałem wrażenie, że ktoś tu na smarze oszczędzał. Zęby ostatniego stopnia (alu/stal) były suche. Łożyska kulkowe jednak wypełnione smarem odpowiednim dla nich, innym niż grafitowy na przekładni : Wewnątrz monolitu wałka wyjściowego, pod łożyskiem znajduje się wkładka zabieraka wałka potencjometru. Wykonana z elastycznego, dobrze dobranego tworzywa. Kolejny plus dla konstruktora i technologa też. Bardzo łatwo wprzęga się przy montażu i nie grozi uszkodzeniem styku centralnego w potencjometrze : Silniczek napędzający jest solidnie wklejony półelastycznym spoiwem i niełatwo go wyjąć z dobrze dopasowanej kieszonki : Zwraca uwagę grubo posrebrzony komutator i dość przyzwoite szczotki miedziografitowe na płaskich sprężynkach z brązu. Uzwojenie jest dość starannie wykonane, a przyłącza chorągiewek komutatora otrzymały tarczkę odciążającą, co razem obiecuje żywotność tego silniczka. Zasilany napięciem 5 V rozwija bez obciążenia ok. 12800 obr/min , pobierając przy tym ok. 130...140 mA. Brak śladów operacji wyważania wirnika, ale i bez tego jego praca jest dość spokojna i cicha, łożyska ze spieku porowatego nasycanego olejem nie mają powodów do narzekania : Dostały po małej kropelce oleju, złożyłem wszystko z powrotem, skróciłem o połowę niepotrzebnie długie , dobrej jakości przewody w silikonowej izolacji (te trzy do potencjometru też są takie) i uzupełniłem fabryczny filtr z kondensatora 100 nF o dwa małe 10 nF SMD od końcówek silnika do jego korpusu - powstał normalny filtr "silnikowy" typu XY : (c.d.n.) MG 996 R nie różni się konstrukcyjnie od MG 995 R. Taka sama przekładnia, taki sam silnik (12800 @ 5V 130...140 mA) , taki sam potencjometr. Różnica parametrów jest pewnie wynikiem trochę wyżej ustawionych progów ograniczenia, programowo w uPC sterującym, któremu profesjonalnie zatarto oznaczenie na obudowie - laserem. Układ elektroniczny jest taki sam. Rzeczą istotną jest w tych serwach ciasno zaprojektowana i złożona przekładnia, co skutkuje znikomymi luzami wałka wyjściowego. Jednak po wyjęciu silnika napędzana od jego strony (orczykiem) przekładnia wykazuje bardzo nierównomierny opór obracania z lekkimi zacięciami na ostatnim i przedostatnim stopniu. Dlatego wskazane byłoby przed założeniem do modelu troszkę ją dotrzeć. Sądzę, że 1000...2000 cykli pełnego skoku pod małym obciążeniem powinno wystarczyć. Obciążyć można aerodynamicznie np. arkuszem cienkiej sklejki 300x500...600 mm przytwierdzonym do orczyka pionowo (równolegle do osi wałka wyj.), symetrycznie lub nie, na podobieństwo wachlarza. Ten ciemnoszary zwinięty pasek obok korpusu silnika to magnes ferroplastyczny. Nie jest kruchy tak jak twardy magnes z prasowanego czy spiekanego ferrytu barowego, nie boi się wibracji i uderzeń. Jest znacznie "słabszy" od wspomnianych (mniejsza remanencja, podobna koercja). Potencjometr jest ulokowany w dopasowanej kieszonce i dociśnięty wkrętem. I tu ujawniła się drobna niedoskonałość : dokręcenie tego wkręta powoduje przekrzywienie potencjometru w kieszonce pod tym jednostronnym naciskiem, deformację jego obudowy i tulejki kieszonki, a przez to zwiększone tarcie wałka potencjometru, który szczytem jest ustalony w elastycznej wkładce zabieraka. To może zakłócać płynność obracania się jego ślizgacza, gdy wałek zacznie się przycierać w jego "łożysku" - tu trą dwa tworzywa termoplastyczne, a takiej pary trącej lepiej nie obciążać dużymi siłami. Trzy maleńkie kropelki (jak dwie główki szpilki każda) UHU Por w trzy punkty pomiędzy ścianki kieszonki a obudowę potencjometru i nie dociąganie wkrętu rozwiązują ten problem. Wkręt teraz jedynie zabezpiecza potencjometr przed wysunięciem z kieszonki, gdyby klejenie się nie spisało, ale nie wywiera nacisku na niego. Wydaje mi się, że po tym zabiegu serwo pracuje bardziej płynnie, zmniejszył się również hałas przekładni. Dołożenie smaru na zazębienia i gęstego oleju na osie kół uciszyło ją jeszcze bardziej.
  17. Miał mieć rosyjskie silniki, których produkcji zaniechano w trakcie prac nad MD-12. Bodajże jedynym ratunkiem dla projektu były silniki od Biesa. Czy któryś z Szanownych Kolegów mógłby przybliżyć konstrukcję tych silników i ich rodowód ? Ponad 10 lat wstecz zamieszczono artykuł w PLAR na temat powstawania MD-12. Niestety, niezbyt wesołe wydarzenia temu towarzyszyły. Flatter na usterzeniu [*...*].
  18. "Towarzysze" zabrali lub zakazali Nam setek doskonałych lub sprawiających takie wrażenie konstrukcji i projektów w wielu dziedzinach, a transporcie zwłaszcza. Drugie tyle zdegenerowaliśmy sami na własnym podwórku indolencją decydentów i przepychankami nieco niżej, gdzie zupełnie prywatne interesy miały pierwszeństwo przed wszystkim innym. Końca tego nie widać do dziś i raczej nie zobaczymy, czym dobrowolnie spadamy do roli pariasów wytwórczości, wyprzedając beztrosko cały majątek, zwykle w dość tajemniczych okolicznościach. Jak funkcjonował PRL to wiemy, ale nikt nie wie, dlaczego w ogóle funkcjonował. Bo właściwie to nie powinien w takich ograniczeniach i dojeniu ile wlezie. A tu nawet jakoś rozwój i postęp niekiedy widać było. Wszyscy wtedy na to tyraliśmy w tej okupacji i nawet jakiś porządek z grubsza istniał tu i ówdzie... Było sporo ludzi, którym się chciało coś zdziałać. Pamiętam jeden z najistotniejszych dla polskiego transportu procesów odchodzenia od trakcji parowej na PKP. Błąd za błędem, obsuw za obsuwem. Zezłomowanej wielkiej ilości parowozów nie zastąpiły rzekomo supernowoczesne zapowiadane szumnie krajowe ciężkie lokomotywy spalinowe, bo nie poradziliśmy sobie z wyborem przekładni, a potem z odpowiednim silnikiem. Na kupno licencji na niego od Włochów, rozwlekle pertraktowane z przerwami i zrywaniem rozmów było i tak już za póżno. W końcu kupiliśmy, mimo protestów wujka, licencje na silniki od Fiata. Niektóre niedobitki jeszcze się turlają w lokach SP 45 (przydomek "Grzechotnik" albo "Fiat") i ulepszone przez Nas w SU 46 ("Suczka"). Ratowaliśmy się zakupem od rumunów całych lokomotyw, dość drogich ale niezłych - sporo jeżdzi do dziś (ozn. serii PKP : ST 43 , przydomek "Rumun"). W międzyczasie wybuchły dwie afery. Jedna o opracowane przez bardziej rozumny odłam poprzedniej ekipy konstruktorów i wykonane w dwóch prototypowych egzemplarzach szesnastocylindrowe potwory SP 47 , a druga o przygotowany w konspiracji projekt czegoś jeszcze ciekawszego, co stawiało Nas w europejskiej czołówce nowoczesności transportu szynowego. Żaden europejski przewożnik nie dysponował wtedy jednostką spalinową, zdolną prowadzić skład 650 ton (16 pudeł na haku) powyżej 200km/h. Powstał jeden prototyp, z dala od kraju, były jazdy próbne i cisza w mediach. Ale nie dla bystrych oczu zza Buga.
  19. Nie przerażaj się, możesz śmiało skorzystać z tego, co dały te dziwne zmiany - teraz już nie są potrzebne aż w takim zakresie, bo już wiadomo co i jak. Przewidziane przez producenta sklejenie połówek na całej długości "na amen" skutkuje : - Brakiem dostępu do serw luku i haka, które też są wklejane - jak wszystkie pozostałe w tym modelu - Dużymi trudnościami, na granicy niemożności, z wymianą serw SW i SK bez ubytku materiału kadłuba - Niemożnością wykorzystania dogodnych miejsc w kadłubie dla odbiornika i ESC oraz eleganckiego ułożenia przewodów - Koniecznością skupienia podzespołów, które powinny być od siebie z zasady oddalone, a oddalenia tych bliskich (ESC jak najbliżej silnika, pakiet tuż przy ESC - tak jest najkorzystniej ze względu na minimalizację emisji zakłóceń) ; przy umiejscowieniu ESC i pakietu w koszyku nośnym występuje pewna niewygoda wymiany pakietu i nie najlepsze z możliwych warunki chłodzenia ESC, któremu najlepiej bodajże jest pod tym koszykiem, z wycięciem otworu ponad czerpnią powietrza napływającego od przodu samolotu. Częściowe - tylko w odcinku ogonowym - sklejenie połówek kadłuba z wykonaniem pozostałej części oddzielanej (demontowalnej) jest bardzo pracochłonne i nastręcza dodatkowe trudności z przywróceniem utraconej sztywności wzdłużnej kadłuba (jak w opisie i fotkach w temacie o FC XL). Aby uniknąć tego całego ambarasu i mozołu, można serwa SW, SK, luku i haka zrobić jako przykręcane do wstawek z twardszej balsy lub lepiej sklejki, zaimpregnowanej w obszarze gwintu wkrętów serwa przeciwko rozwarstwieniu, a wklejonych w poszerzone fabryczne kieszonki serw. Dostęp do korzystnych miejsc na ESC i odbiornik można zapewnić sobie wycięciem niedużych okienek "serwisowych" w kadłubie, a instalację uzupełnić o wygodne złącza, aby jej główne odcinki można było przytwierdzić na stałe do wnętrza kadłuba. Pokazany we wzmiankowanym opisie sposób uchwycenia pakietu dał się poznać w praktyce jako zadowalający. Ogólnie jestem bardzo zadowolony z tego modelu pomimo, że to tylko pianka...
  20. Z niewielkim udziałem wyszukanych obrabiarek można zrobić całkiem użyteczną maszynkę parową. Trzycylindrowy silnik z tłoczkowym rozrządem relatywnie małym nakładem pracy da się zrobić przy wykorzystaniu wysprzęgników i pomp sprzęgłowych lub / i hamulcowych, z rozbitków niechodliwych marek, ew. z reperaturkami. Wały korbowe można tą samą drogą poskładać do kupy, można też z buka lub dębu ze stalowymi czopami głównymi i korbowymi jako zwykłe, grube krążki. Wdzięczny temat . Warto wspomnieć, że to co mamy zawdzięczamy maszynie parowej, gdy nie było ani samochodów, ani żadnych twardych dróg. Były tylko konie i nawóz po kolana w miastach. Poszperaj w necie lub książkach za opisem, jak działał sprzężony silnik parowy - wiele typów (także i polskich) parowozów miało właśnie takie silniki. Przydomową elektrownię na szyszki i patyki, albo na coś lepszego da się łatwo zintegrować z ogrzewaniem budynku.
  21. Dużo tęższe od mojej głowy myślały, jak rozwiązać problem przesyłu wielkich mocy. Planowany kiedyś (a może już istnieje ?) przesył z wielkich zespołów fotowoltaicznych na Saharze przez Morze Śródziemne do Europy zaprojektowano prądem stałym przy umiarkowanym napięciu, to miało dać dużo mniejsze straty i większą niezawodność przesyłu. Wszyscy wiemy z własnego doświadczenia, zwłaszcza gdy ktoś mieszka poza wielkimi aglomeracjami, że przesył linią napowietrzną jest zawodny. O ochronie przepięciowej (pioruny) grube tomy napisano. Linii końcowej toru, takiej 15kV, czasem dobra gałąż wystarczy i ... ciemno mamy . Jeszcze jako młody adept imaginowałem sobie żelbetowe , szczelne tunele podziemne z elegancko ułożonymi grubymi kablami...
  22. No pewnie . Ten z drewna z suwakowym rozrządem - cacuszko, aż miło się patrzy na taki dzieło. A i zasadę działania jasno pokazuje młodym adeptom sztuk tajemnych .
  23. Ale już wiesz, że działa i że potrafisz SAM. Patent z ołowianym tłokiem pachnie mi znajomością tego i owego z mechaniki . Następny (albo któryś tam z kolei) pospawasz TIG-iem i wygłaskasz po tym , albo odlejesz z AK132, skrobniesz czymsiś na okrągło i pochromujesz ... Pewnie wiesz, z czego "na szybko" robiono czasem tłoki i czym uszczelniano...
  24. Możesz na pewno zobaczyć, bo ta linia cały czas istnieje i jest czynna. Na pewno nie więcej niż 110kV. Spróbuj obejrzeć z Google, na pewno widać jej przebieg - odgałęzia się od linii biegnącej wzdłuż torów kolejowych W-wa Gdańska > W-wa Gołąbki w pobliżu wiaduktu nad nimi (ul. ks. Popiełuszki) i wzdłuż ulicy Broniewskiego zmierza do podstacji trafo przy ul. Elbląskiej. Wyładowania ulotowe, świetlące, snopienie a nawet wyładowania powierzchniowe niezupełne na talerzykach izolatorów od strony przewodu obserwowałem wielokrotnie na słupie ustawionym przy skrzyżowaniu z ul. Braci Załuskich. Bardzo możliwe, że mają na to wpływ osady miejskie, np. sadza ze spalin, której w tamtym czasie było szczególnie dużo z kopcących niemiłosiernie Ikarusów, Berlietów i Jelczy. Inne żródło pyłów rozmaitych, to pobliska Huta Warszawa (obecnie Lucinii - pisownia niepewna), usytuowana na zachód od miasta. A wiatry najczęściej to zachodnie właśnie... Pamiętam też, że to widowisko występowało nie na wszystkich izolatorach. Sądzę, że w sprzyjających warunkach występuje nadal, ale rzadko tam bywam. Jak namierzę, to może na fotce będzie coś tam widać. Poszperaj na YT, nie ja jeden coś takiego obserwowałem, na pewno coś będzie.
  25. To miałeś sporo szczęścia pewnie. To, co na tej żółtej naklejce, to Waszmość czytałeś ? Niestety, na moje oko jest "dziabnięty", w dodatku na krawędzi (dwie ostatnie fotki). Jak lubisz Swoją chatę, to zamknij tego lipola rozładowanego w coś i gdzieś, gdzie nie narobi Sajgonu, gdyby się zapalił (może wytworzyć wtedy ponad 1000*C i mnóstwo śmierdzącego i trującego dymu). Zasada jest taka, że "trafionych" lipoli nie ładujemy, a bez dozoru - żadnych. Wiem, że Ci szkoda, mnie też , bo to dobre pakiety. Ale spokojny sen jest więcej wart niż 100 zetów. Jak będziesz z niego odzyskiwał przewody, to ucinaj pojedynczo, bo cążki zaświecą .
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.