



-
Postów
1 460 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
41
Treść opublikowana przez zbjanik
-
Można użyć kleju kontaktowego w sprayu, więc przyrost wagi będzie niezauważalny. Dodatkowo uzyskałoby się takie zalety (jeśli te cechy byłyby akurat przydatne): sklejając rowkowanymi stronami do siebie (jeśli masz rowkowany), wierzch byłby obustronnie gładki, a druga, to że można skleić od razu jako krzywiznę, więc nie byłoby potrzeby wyginać- myślę tu np. o górnym pokryciu skrzydła, szczególnie o okolicach natarcia czy jakimś obłym kadłubie. W swoim Bleriocie tak miałem, że profil z podkładu 6 mm się rozprostowywał i musiałem zastosować dodatkowe środki (cięgna z żyłki). Wtedy na to nie wpadłem, ale teraz zrobiłbym właśnie taką "sklejkę" w szablonie i byłoby po kłopocie
-
Pilatus PC-6 Turbo Porter 140cm - renowacja
zbjanik odpowiedział(a) na robertus temat w Modele średniej wielkości
Piotrze- co do zasady masz rację, ale procentowo spadek prędkości w już i tak bardzo powoli latającym modelu będzie niewielki, może optycznie nawet niezauważalny, więc może nie warto tego robić. W moim Breakfascie tak było. Pierwsza wersja skrzydeł miała porządne klapy i ich działanie najbardziej było widoczne w efekcie ubocznym, czyli zadzieraniu nosa przy ich wychyleniu, niż spowolnieniu lotu- ten był i tak już bardzo powolny, vide już raz zamieszczony w wątku głównym film: -
Sama rozpiętość to trochę za mało- co to za model co do charakteru- akrobat, makieta (jakiego samolotu?), trenerek?
-
No nie, ja to walnąłem absolutnie profesjonalnie. Pionowo, żadnej reakcji na stery pomimo wysiłków, zimna krew do końca- no po prostu śmiertelnie
-
Wiesław- ja bym zbudował jednak od nowa, tylko że: powiększony o 50% (już to pisałem na początku twojego wątku z budowy), nie zmieniając proporcji, stosując te same rozwiązania i materiały (tzn grubości, przekroje). Napęd leciutko mocniejszy pewnie będzie potrzebny. Różnica będzie kolosalna, na plus oczywiście. Będzie małe obciążenie powierzchni- to podstawa. Mogę przyjąć nawet jakiś zakład, że będziesz zadowolony. Moją pewność buduje także obserwacja, że robisz to bardzo starannie i zgodnie ze sztuką, więc dużo nie ryzykuję. Jak go tak wydłużysz, to niestety straci dużo uroku- a nie musi.
-
Po zdarzeniu z Breakfastem, które kazało go umieściło go w dziale Kraksa, czas na coś nowego. Od jakiegoś czasu już mam na uwadze piękny, mały samolocik amatorski typu Colomban MC 30 Luciole. Choć mieści się w szufladzie "amatorski", bo można go skleić w garażu, to stoi jednak za nim absolutny profesjonalista- inz Colomban z Francji (zbudowałem kilka makiet, ale dopiero teraz to zauważyłem, że zawsze były to konstrukcje francuskie- dlaczego? Nie wiem, podobają się mi też z innych państw, ale tak jakoś wychodzi). Luciola jest więc siostrą lub bratem słynnego Cri-Cri- najmniejszego wielosilnikowca. Siostrą, bo nazwa kojarzy mi się z żeńskim imieniem, jak z piosenki Maanamu, czy nawet spolszczoną Lucyną, ale zdaje się, że oznacza też świetlika- sympatycznego robaczka, więc może bratem? Luciola i Cri-Cri, jak to rodzeństwo- są nawet nieco podobni: kabiny są wizualnie wydatne, dość ścisłe "obejmują" swoim kształtem figurę pilota, bo całą reszta jest dość filigranowa. Dalej- mają duże wydłużenie skrzydeł, wąską cięciwę. Oba są też na swój sposób elegancko proste, celowe w kształtach. Ideał designu i funkcjonalności. Luciola jest w załażeniu właściwie dużym modelem latającym, no bo: -materiał i technologia (drewno, sklejka, trochę laminatu) to nasze surowce. Ale przecież zebra skrzydeł ma z pianki (taki trochę styrodur) -cięciwa skrzydła 68 cm- niewiele mniej miewają też modele -waga pustego samolotu 90 kg- bardzo mało -ale argument rozstrzygający, to to, że jest też wersja elektryczna- czyli jak normalnie u nas: silnik bezszczotkowy, aku lipol, regiel. Jedynie co, to nie ma odbiornika ani serw- jest za to pilot. Model będzie generalnie ze styroduru, listewek, owocówki, folii PET (kabina, maska silnika) itd. Rozpiętość niecałe 1600 mm, waga do 1200 g- takie są założenia. Trochę niechętnie ze względów estetycznych, ale chyba zastosuję jednak profil KFM. Przemawia z tym mała cięciwa płata (150 mm), a te profile jednak dobrze się czują w takich niekorzystnych aerodynamicznie zakresach.
-
Przed startem model powiedział: nie lecimy! Mianowicie po kontroli sterów (działały), po dodaniu gazu, już do startu z ziemi, silnik impulsowo "bzyknął" parę obrotów, po czym stanął. Stery nie działały- brak zasilania. Otworzyłem model, rozłączyłem wtyczkę zasilania, włączyłem powtórnie- wszystko OK. Przez 15 min. latałem na wysokości od kolan do pasa we wreszcie spokojnym po tylu dniach powietrzu nad świeżo skoszoną łąką. Pozostałe 5 minut "paliwa" postanowiłem jednak wykorzystać inaczej. Na wysokości ok. 40 m wykonałem parę kręgów na plecach. No i już mając zamiar kończyć lot, wykonałem jeszcze ostatni zawrót. Model w położeniu na plecach, przeszedł w prawie pionowe, choć leciutko plecowe, nurkowanie. Nie reagował na sygnały. Skasowany został cały przód kadłuba, aż do skrzydeł. Skrzydła ucierpiały niewiele, choć Tekpol lekko pękł w okolicy mocowania, nad kabiną. Po sprawdzeniu elektroniki- zaskoczenie, żadnych szkód, oprócz urwania anteny odbiornika. Nawet składane śmigło całe, choć kołpak w kawałkach. W jakiś sposób odcięło zasilanie, od przeciążenia- może wtyczka pakietu winna, albo zimny lut (nie stosuje goldów, tylko połączenie lutowane). Ale jest jeszcze jedna koncepcja- sąsiadka. Otóż przechodziła obok drogą, przed feralnym początkiem tej akrobacji i jakoś nazbyt uprzejmie powiedziała "fajnie lata, prawda?". Niektórzy ludzie mówią, że ma "takie niedobre oczy". Ja w żadne przesądy oczywiście nie wierzę, ale....
-
Chłodzenie i przepływ musi być, ale jego formy aż do postaci gładkich tuneli w takim modelu nie ma co demonizować, jak w jakimś odrzutowcu. W RWD masz stosowny wlot czołowy, a gdzieś z tyłu trzeba zapewnić wylot- możne to być, znowu jak w oryginale szczelina pomiędzy osłoną silnika (okapotowaniem- tak się kiedyś mawiało), a zasadniczą konstrukcja kadłuba, albo w wersji innej, bardziej depronowej- otwarte, czy uchylone okienko boczne. Ostatecznie zawsze też można zrobić dyskretną szczelinę pod skrzydłem, czy w dole kadłuba. W miarę dobrze skonfigurowane wyposażenie daje się schłodzić takimi sposobami.
-
Materiał, surowiec, jest bez znaczenia- tzn. każdy ma swoje specyficzne własności, wymaga innego traktowania, różna też może być np. trwałość, czy inne cechy fizyczne . Ale to wg. mnie nie jest ważne kryterium w ocenie tego co się zrobiło. To tak, jak niektórzy twierdzą: tylko płyty winylowe, żadne tam CD... Mają swoją rację, nawet się z nimi zgadzam, że mają zalety, nawet niektóre niepowtarzalne, ale jak chodzi o aktualną rzeczywistość w sensie postępu, to jest już góra cała nowych rozwiązań, które też mają masę zalet i nie należy ich pomijać, czy dyskredytować. W depronie też można być mistrzem, mogą być z niego znakomite konstrukcje, choć w balsie ciągle też- jedno nie wyklucza drugiego. Zachęcam do szerokiego widzenia sprawy.
-
Lucjan- może Kamień Śląski? Spokój, blisko A4.
-
Dzisiaj był TEN dzień i Motyl poleciał. Film jest z trzeciego w kolei lotu. Trzeba się powoli przyzwyczaić z powrotem do szybowców- widać kanciaste ruchy. Ale ogólnie OK, majestat na niebie, porównując do klocowatych samolotów to FI- NE- ZJA! Aha- ma koniec końców 2,7 metra rozpiętości prze winglety.
-
Patryk- wierzmy ze się uda. Mnie 40 lat temu, na pierwszych, no drugich zawodach w życiu, też w Gliwicach (stamtąd jestem) uciekła A-dwójka, świeżo oblatana rano, przed pierwszą kolejką. Miała bawełniany lont, który zgasł. Model został znaleziony po dwu tygodniach na drzewie w ogródku przy ulicy Rybnickiej, kiedy już właściwie się poddałem, ale ktoś mnie jednak namówił- idź od domu do domu i kolejny raz spytaj. Potem model służył mi jeszcze długo i bardzo wyczynowo. Najlepiej byłoby oczywiście patrząc z góry- może z jakiegoś dronka...
-
Panowie- kolega czeka na prostą, wyraźną odpowiedź- żeby uprawiać modelarstwo rc, tu akurat chodzi pewnie o modele latające najbardziej, nie trzeba być nigdzie zrzeszonym. Sama przyjemność jest więc wystarczającym powodem, natomiast jak ktoś chce mieć przyjemności jeszcze więcej, a współzawodnictwo z innymi może niektórym to zapewnić, to może zostać zawodnikiem.
-
Z całym szacunkiem Panowie- wiatraczki próbowałem, butelki na patykach, ale na nasze krety, tu w opolskim, aerodynamika nie chciała działać, podobnie jak wymyślne akustyczne generatory, ani w końcu karbid. Rurki z klapkami natomiast są bardzo skuteczne, liczby mówią za siebie; mogę polecić każdemu, abo ściślej: każdemu cierpliwemu, bo efekty są nie od razu- temu też trzeba się trochę poświęcić i próbować myśleć po kreciemu- jak by to dziwnie nie brzmiało. Ale przecież my- modelarze cierpliwość mamy wpisaną do DNA, a kret jako taki jest naszą codziennością, w każdym razie potencjalnie
-
Jasne- więc tak: część główna to rura PCV kanalizacyjna fi chyba 50, o długości ok. 25 cm. Na obu końcach ma blaszane klapki, ale... najlepiej to narysować. Całość można kupić w sklepach ogrodniczych za ok. 20 zł. Wybieraj te z szarego, instalacyjnego PCV, bo są jeszcze inne, takie czarne, z rury "dedykowanej", jak to teraz mawiają- ale nie są dobre. Teraz trzeba znaleźć kreci kanał (kopiec wbrew pozorom, to nie jest najlepsze miejsce- bardziej wskazówka o kierunkach sieci)- odsłonić od góry, czyli usunąć ziemię na długości rurki i delikatnie ją tam umieścić. Ważne, żeby stanowiła jakby normalne przedłużenie kanału- taką tylko wstawkę, żeby delikwent nie zastanawiał się, co mu tu przeszkadza. Potem zasypać z góry i oznaczyć sobie, gdzie to wszystko jest, bo można łatwo zapomnieć (jest też wersja z wystającą chorągiewką- wskaźnikiem że jest zapełniona- chorągiewka się wtedy obraca i ustala w jednym położeniu- ale to się łatwo psuje). Często trzeba tam zaglądać, bo jak się zapomni to skazujemy futrzaka, a tego raczej nie chcemy- niech sobie żyje, byle gdzie indziej.
-
No, powiem tyle, że u sąsiadów jakby natężenie ilości kopców wzrosło... Ale czy ten off topic nie powinien pójść do działu "Kraksa"?, bo to kretach przecież. Tomasz, przepraszamy Cię za te skoki w bok w twoim wątku!
-
Marek- zanim zaczniesz o kretach, to od siebie napiszę, że zeszły rok był slaby,tylko 8 szt. ale w 2013 złapałem 22 sztuki, do tego małą łasiczkę i jednego szczura wodnego. Używam pułapek rurkowych z dwoma klapkami. Po wyjęciu z pułapki wkładam do wiaderka i zawożę do za rzekę (ok. 1,5 km), do innego powiatu- niech tam się martwią . W tym roku dopiero 2 sztuki- myślę, że chyba się jakoś dogadaliśmy- nie robią kopców na trawniku, ale korzystają z wypróbowanych arterii wzdłuż płotów, i fundamentów, więc szkody zasadniczo nie robią.
-
No to jak o owadach, to napiszę o motylu. Było to z 3-4 lata temu, koniec czerwca. Mam ogrodowy basen, wtedy był jeszcze nie kryty, teraz go zabudowałem. Pływałem na dmuchanym materacu-fotelu. Pogoda była tzw. "blacha"- bezchmurnie, wyżowo, błękit to mało- prawie granat. Zauważyłem mały ciemn punkt lecący od strony pól. Nadleciał lotem szybowym nad basen, na wysokości 7-8 metrów okazało się, że to motyl, z tych czerwonych, w każdym razie ciemnych. Wariometr mu musiał coś pokazać, bo założył krążenie- oczywiście w lewo, jak rasowy szybownik (częściej się krąży w lewo). Potem mnie zadziwił najbardziej- wykonał perfekcyjnie "koniczynkę", czyli typowy, szczególnie w warunkach termiki bezchmurnej manewr centrujący, Chyba musiał czytać "Zasady pilotażu" Pazio, albo serię artykułów Jana Wróblewskiego w "Przeglądzie Lotniczym" o centrowaniu noszeń i taktyce przelotowej Wybrał najlepszy obszar i krążąc nabierał wysokości, cały czas jednak docentrowując swój komin. Wykręcił tak może z piętnaście- dwadzieścia metrów, wyprostował lot, wyraźnie oddał drąga (to było widać) do prędkości przeskoku i kontynuował lot wzdłuż prostej, po której przyleciał, aż zniknął. Ani raz nie machnął skrzydłami. Te dwie-trzy minuty mogły by być częścią filmu instruktażowego dla pilotów rozpoczynających samodzielne przeloty. Buduję teraz motoszybowiec elektryczny, rozpiętość 2,7 m, na jego cześć nazywa się Motyl.
-
No więc właśnie- to tylko kwestia doboru odpowiednio dużego ptaka A propos bezwładności i efektów zderzeń- widzieliście takie zdjęcia- gdzieś znad Pacyfiku, jak Zero na czołowo zderza się z B 17, albo 29? To były chyba kadry z filmu, na ostatnim widać jak oderwany silnik, po wyczyszczeniu kadłuba bombowca od środka, dalej kontynuuje lot po prostej, dokładnie wzdłuż osi. Makabra...
-
Piotrze- no więc da ona podobieństwo do oryginału, a o to autorowi najwyraźniej chodzi. Jak np wyprostuje spływ, to może i będzie latać lepiej, ale nie będzie to już klon.
-
Pomysł fajny, czekam na lot silnikowy.
-
Breakfast- samolot "ogólny"
zbjanik odpowiedział(a) na zbjanik temat w Parkflyer, slowflyer,shockflyer
Zapraszam na film z Breakfastem i zachodem słońca w rolach głównych. Starałem się przećwiczyć jedno z zadań challanżowych- lot na prędkość minimalną. Wizualnie pomagał wiatr, więc momentami było rzeczywiście powoli, czasem trochę dramatycznie, ale ogólnie fajnie. -
Tomasz- gratulacje! Każdy nowy Wicherek na wagę złota! Ta drobna rysa na krawędzi natarcia nic nie znaczy. Ale na poważnie- supe model i wykonanie.
-
To zwykły, osiedlowy sklepik z messerschmitami...
-
Stary sposób: weź pampersy (kiedyś była tzw. lignina- wata drzewna, coś jak materiał na chusteczki higieniczne, tylko grubsza), lekko nasącz je acetonem lub rozcieńczalnikiem nitro (albo mieszanym, ale z nitro w składzie), obłóż skrzydła i wszystko schowaj do worka foliowego, żeby nie wyparowało. Po pewnym czasie , np. po 0.5 godz. sprawdź, czy zaczyna puszczać. Warunek jest jednak taki, żeby konstrukcja nie była klejona klejem rozpuszczalnikowym, np. AK-20, bo wtedy i ona się rozklei.