Skocz do zawartości

zbjanik

Modelarz
  • Postów

    1 494
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    45

Treść opublikowana przez zbjanik

  1. Poza tym, lepiej skrzydła jednak zrobić mocowane gumą- nie byłoby takiej destrukcji. Możesz wykorzystać tą naprawę do wprowadzenia takiej zmiany. Może się okazać, że nie będzie to żaden samolot jednokrotnego użytku- te mieli kamikadze z założenia. Wrażenie robi całkiem dobre- szkoda go na jeden raz.
  2. Trochę "niepisałem", ale coś tam powoli robię przy Bleriocie: jest pomalowany (pędzlem)- skrzydła i stateczniki akrylową farbą do ścian w kolorze beżowym, a kratownica lakierobejcą. Nieodłącznym składnikiem tego samolotu, ale i cechą całej epoki, są druty i linki- trochę jak w życiu: wszystko ze wszystkim jest powiązane. W Bleriocie- a zwłaszcza moim, nawet bardzo powiązane. W tym przypadku to bardzo efektywne i wygodne połączenia. Osobna podkategoria, to linki nośne i sterujące- prawdziwy takielunek jak żaglowcu. Ciekaw jestem sterowności poprzecznej, a zwłaszcza jak serwo będzie radziło sobie ze skręcaniem płatów- piloci tych maszyn zdaje się też nie mieli lekko w tym względzie- "lotki" mieli twarde bo już przy prędkości zero trzeba było pokonać opór sztywności konstrukcji, a w locie jeszcze dochodzi siła aerodynamiczna. Brakuje i tak jeszcze cięgien w tyle kratownicy kadłuba, ale z tym czekam, bo aktualnie pracuję nad napędem linkowym steru wysokości i kierunku, potem zabudowa serw, reszty wyposażenia, silnika, pomalowanie pilota, doklejenie wąsów i zawiązanie szaliczka (obowiązkowo). Aha, jeszcze taka złota (no, pozłacana) myśl, która mnie naszła przy tym wiązaniu, przeciąganiu, naciąganiu linek: Bleriot to także prekursor w kategorii "fly by wire" Waga aktualnie 690 g.
  3. Super pomysł- ile by człowiek dał, żeby wtedy, kiedy Jaskółki się kleiło całymi seriami, można je było tak napędzać- a jeszcze do tegosterować, żeby choć mniej więcej leciały tam gdzie chcemy... Ktoś też elektryfikuje Drucha- też fajny był model, pozostała jeszcze kategoria mikro- np. Zuch.
  4. Ten plan się nada- z tym, że, przedstawia model swobodnie latający, a Ty zdaje sie chcesz budować RC? Ale można, trzeba tylko przewidzieć stery, zabudowę wyposzżenia itd. Szukaj dalej, może znajdziesz coś jeszcze bliżej, czyli już z tym, czego tu brakuje. Acha, przy tych wymiarach, to raczej powinno być poniżej 1000 g (do lotu). Kierunek dobry- idziesz w dobrą stronę.
  5. Waga jaką zakłądasz jest realna. Rysunki samolotu są OK, wystarczą jako punkt wyjścia- na ich podstawie trzeba zrobić swój rysunek modelu, czyli zaprojektować jego konstrukcję. Ilość potrzebnych materiałów właśnie z tego wyniknie. Inna jeszcze droga, szczególnie dla nie posiadających doświadczenia w projektowaniu, to wyszukać plany np. w sieci, ale już modelu, nie samolotu. Często, zwłaszcza starsze, porządnie narysowane plany, mają tabelę- zestawienie materiałów- można wtedy od razu zamówić materiał. Kolejna zaleta jest jeszcze taka, że masz już kluczowe sprawy rozstrzygnięte i wypróbowane; robiąc to samemu masz wiele niewiadomych i problemów do pokonania, a to morze spraw- geometria modelu: kąty, profile, środek ciężkości, ale i przekroje, rodzaje materiałów, rozwiązania róznych węzłów itd. Taką też drogę na początek bym sugerował- przed braniem wszystkiego na barki od razu.
  6. Ja bym chciał - wierz mi, ale nie znam odpowiedzi na pytania, może poza tym o odklejanie się folii: spokojnie - nie odklei się.
  7. Ciąg, tah, trust, Zugkraft- to się dzisiaj liczy, ale to moda. Nie narzekajmy- kto rozumie aerodynamikę i "widzi" przezroczyste powietrze skrzydło, ma poprostu lepiej. Wie też, czemy to lata, ale "siłowcy" też latają i o to głównie chodzi- żeby latać.
  8. Trochę racji w tym jest- trendy idą w kierunku modeli , jak Niemcy mówią (fonetycznie) ibermotoriziert. Lekkie, to już tylko piankowe- wypraski elektryczne. To jednak może zachęcać do dokonań własnych- budowania samemu.
  9. W Zabrzu, moim byłym miescie, gość zbudował też piękne Lamborgini, ale nie dał rady go zarejestrować. Szkoda, bo lepsze od wielu firmowych aut.
  10. Kiedyś byłem na dłuższej delegacji i wylecia.la mi plomba z górnej dwójkii- mniej więcej 20% widocznej powierzchni (zęby przednie raczej cienkie są, więc wizualnie to kiepsko wyglądało, a dodatkowo nie był to kraj tarzeciego świata, gdzie by może jakoś uszło). Ponieważ plomby nie połknąłem, wkleiłem na jakąś Kropelkę i z trzy tygodnie, do powrotu, wytrzymało.
  11. Marku- super! Czyli Fokker ma już serce (no, makietę, ale sam też jest makietą).
  12. Moim zdaniem będą za duże- skuteczność takich sterów jest większa niż normalnych- krawędziowych. Ale ponieważ tak z góry niczego nie można przesądzić, to optymalnie byłoby pozostawić sobie pole do zmian w czasie prób. Dla bezpieczeństwa, jak zawsze pierwsze podrygi zaczynałbym od małych wartości, które można potem powiększyć.
  13. Endrju- to by tak mniej więcej było. Co do wielkości wychyleń, to faktycznie mogą być za duże- wszak są to stery płytowe, a te zazwyczaj wymagają niewielkich kątów. Można to zniwelować w prosty, mechaniczny sposób- na serwie popychacz bliżej osi obrotu, na tym przejściowym orczyku do linek- przeciwnie- dalej od osi. Tak się to kiedyś robiło, jak nie było tyle elektroniki co teraz, nawierć więcej dziurek i próbuj.
  14. Staszek- znowu masz rację z tym różnicowaniem długości- zapewne dlatego Santos- Dumont zastosował linki z luzem- ciągnąca- aktywna sie napinała, druga miała luz. tak chyba było z kierunkiem, bo co do wysokości to już by tak nie przeszło- tu myślę, że z racji na mało raczej samostatechny profil, przy takiej histerezie układu sterowania, nie dało by się lecieć prosto poziomo (chodzi o pion). Co do motywów konstruktora- dlaczego tak szeroko wyprowadził linki, to być może szło o to, że przy tej konfiguracji łatwiej mu było je bezkolizyjni wyprowadzić z kadłuba, przez ten las "patyków", bo wychodzą pod dużym kątem, a przy krótkich dźwigniach, taka wąska wiązka, dodatkowo jeszcze wędrująca "za sterem" pewnie grdzieś by tarła.
  15. Ha, ale najlepsze, że serwo kierunku trzeba połączyć do statecznika/steru wysokości, a serwo wysokości do statecznika/steru kierunku. Tak jest, ponieważ każda z tych płaszczyzn stanowi równocześnie "dźwignię" dla przeciwnego steru. Prosze o potwierdzenie tego rozumowania. Jeśli wyjdzie pozytywnie- dodatkowy punkt dla Santos-Dumonta za otwartą głowę i kreatywność- nie miał przecież właściwie żadnego wzorca.
  16. Tak kiedyś rozbili czterosilnikowy, wielki samolot, chyba to był Babazon, angielski. Pilot oblatywacz spytał mechanika (obaj w kabinie)- lotki działają? Sam ich z fotela nia widział, tylko przechylił wolant. Mechanik patrzył przez okno i potwierdził: OK, działąją. Tylko, że nie wiedział, że ruch był w drugą stronę, niż chciał pilot-były zamienione napędy, a na nieszczęście dało się je zmontować w obu wariantach. Wystartowali i rozbili się na przedłużeniu pasa, po pierwszym ostrzejszym użyciu lotek. W górze daliby radę, doświadczony pilot by to opanował, ale przy starcie nie miał szans. Przez brak uwagi ja też miałem teraz wpadkę- ten powyższy, jakże słuszny i na temat tekst, napisałem w innym wątku- o Focke Wulfie- u Marka Rokowskiego. Trzeba więc uważać, spinając lotki, latając Focke Wulfem i pisząc
  17. Bartosz- Stanisłąw wcześniej słusznie napiał: linki sterujace były podłączone do końców sterów- NIE BYŁO WIĘC DŹWIGNI. Ale ogólnie coraz bardziej mi sie podoba- coraz bliżej oryginału!
  18. Robert- zgoda, ale na samej kulce to się będzie jeszcze obracać także wokół osi podłużnej, a muszą być tylko dwa stopnie swobody.
  19. Stanisław- rówieśniku mój- masz rację: tam jest po prostu przegub kardana i tyle, wychyla się wszystko na raz. I tu wniosek do Andrzeja- najlepiej skoopiuj oryginalne rozwiązanie, ja bym tak przynajmniej zrobił. Co do wagi tego węzłą, to zbytnio bym się nie obawiał, można go wykonać prosto i "ręcznie", z powiedzmy odrobiny płytki laminatpwej, może kawałka blachy duralowej, żywicy i przy pomocy wiertarki. A będzie masa satysfakcji z ożywienia starego, ale skutecznego pomysłu.
  20. Andrzej- dobrzeeee, tak trzymaj!
  21. Andrzej- dzięki za dobre słowo- zawsze się to przyda. Mój Bleriot, to taka mikro pochodna innego marzenia, ktre miałem kiedyś- budowa repliki latającej 1:1. W dalekim tle była setna rocznica przelotu przez Kanał, dobre uzasadnienie- tak sobie wtedy myślalem, ale jak to w życiu: inne, bardziej przyziemne priorytety wygrały (to nie znaczy, że jestem jakimś życiowym frustratem)- ale przynajmniej w ten sposób, jakoś to zrealizuję. Od tego mamy pzrecięż to nasze, piękne i twórcze, nie zawsze przez wszystkich zrozumiałe i akceptowane hobby, prawda? Żeby wrócić do tematu właściwego, to zapoznanie się z bliższymi zdjęciami oryginału, ale też odtworzonych replik, pokazuje, że konstrukcja była całkiem, całkiem złożona, sama zaś koncepcja była przebłyskiem tego, co za kilkadziesiąt lat ujawniło się jako ULM-y, te wcześniejsze, bo aktualnie jakieś coraz bardziej laminatowe się robią (wiem, wiem- coraz lepsze).
  22. Parę fotek z tym, jak inni sobie poradzili. Samolot piękny.
  23. Witam! Mam- chcesz na własność, czy tylko do wglądu?
  24. Witamy Cię w szerokim gronie!
  25. Zamieszczam dzisiaj fotkę spodu skrzydła z opisanymi wcześniej cięgłami zapewniającymi ugięcie profilu, oraz jeszcze dwie, w celu pokazania podwozia, jak działa- na jednej widok ogólny, na drugiej odręczny schemat. Na razie założyłem po jednej gumce w rodzju recepturki, ale może trzeba będzie docelowo dołożyć po jeszcze jednej, a może też dodać jakieś ograniczniki skoku suwaka. Jest to zrobione b. prosto, żeby nie powiedzieć prymitywnie- z drutem tzw. wiązałkowym (do wiazania zbrojenia) w roli gównej, jak chodzi o te obejmy i haczyki, bo się fantastycznie da formować, oraz grubszego- 2 mm, z wieszka do ubrań- to na "odpowiedzialne elementy nośne".
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.