-
Postów
4 652 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Treść opublikowana przez jarek996
-
No i niemieckie metki !!!
-
Ja kiedys "pozyczylem" pieniadze ze skarbonki siostry , zeby zrobic sobie korkotrampki ( bylo ciezko dostac , jak wiecie ) . Poszedlem do 1001 drobiazgow , kupilem 26 korkow ( z korka ) i w domu przykleilem to butaprenem do trampek ( wg wzoru z kolegi "oryginalow" ). Wraca siostra do domu , i nagle slychac wrzask . GDZIE SA MOJE PIENIADZE !!! Ojciec pyta : wziales ? Ja na to ; NIE . I tak 3 razy pytal , az w koncu "peklem". Pyta sie wiec , na co mi byly potrzebne. Opowiedzialem historie z "korkotrampkami" , a on na to ; jak w nich staniesz i sie nie "rozjada" to zapominamy o sprawie i ja oddam jej te kase , a jak sie "rozjada" , to lanie . Wyjmuje moje "korkotrampki" z szafy ( pelen wiary w moc butaprenu ) , wkladam , staje ......... i sie "rozjechaly" . Lania w kazdym razie nie dostalem ? Moja siostra z kolei wyciela mamie nozyczkami "wzorek" w ponczochach , ktore ojciec przywiozl z delegacji z Wa-wy ? No i kiedys nozem wyryla na tylach krzesel numerki , bo chciala zrobic u nas "kino" ( TV mielismy jako jedni z pierwszych w okolicy ) i zarobic na biletach ?
-
To chyba przez Ciebie drewno podrozalo .
- 124 odpowiedzi
-
Marek ; to jest dzial ; JAKIEJ MUZYKI TERAZ SLUCHASZ , a nie CO TERAZ OGLADASZ.
-
Co innego zrobic absolutny skrot , a napisac z sensem kilkanascie stron ? Najchetniej to bym OPOWIADAL , bo w tym jestem NAJLEPSZY ?
-
To sa tylko GIGANTYCZNE skroty , tego co chcialbym opisac. Nie czuje sie zadnym "pisarzem" ( ? ) , ale o czyms w formie reportazy kiedys faktycznie myslalem. Jak znajde czas to moze zaczne ( bylaby to chyba Gruzja ). Jak cos z tego wyjdzie , to na 100% sie "pochwale"
-
Czytam wlasnie ksiazke Bukareszt ( Kurz i krew ) ? Sniadanko zamowione na 7.30 . Wiejskie jajka sadzone , boczus , rumunskiesery , ogrodowa papryka i pomidory , a do tego kawa po turecku ? Wielkiego pospiechu nie mamy , bo dzisiaj tylko 113 km i wiekszosc z gory , poza kiloma zmarszczkami , Po sniadaniu ubieramy sie powoli i opuszczamy nasz pensjonat. Na dzien dobry wspinaczka w pione okolo 80 m , kilka serpentyn i wjezdzamy na plateau . Fajnymi wioskami przy bijacych dzwonach ( niedziela ) smigamy ( ciagle lekko w dol ) az sie kurzy. Co kilka wsi jakas zmarszczka ( krotkie , ale faktycznie takie po 15-18% ) , potem znowu zjazd i lekko z gorki. Pogoda wspaniala ( juz z rana bylo okolo 18 stopni ) i widac ( i czuc ; temperatura + widoki ), ze gory sie powoli koncza , mimo ze teren dalej mocno pofaldowany. Spotykamy pojedynczych kolarzy ( raz nawet jakas trojke ) , ale na drogach raczej pusto. Krotkie odcinki szutrow sie tez zdarzaja , ale raczej jako przecinki miedzy wiochami. Mijamy bokiem Ploiesti , gdzie w oddali widac dymiace kominy miejscowej rafinerii . Zatrzymujemy sie w sklepikach , jemy winogrona i brzoskwinie ( zdobyczne ) , a koledzy wala jakies piwka Ja wypijam tylko jedno , bo za kilka godzin bede juz siedzial w samochodzie . Widac , ze zbliza sie Bukareszt , bo coraz wiecej terenow przemyslowych , farm slonecznych ITP. W koncu wjezdzamy do wsi Peris , ktora jechalismy w gore ( tyle ze za nia odbilismy w lewo ) . Trafiamy na jakies poprawiny , gra rumunska orkiestra , ale goscie maja dosys wymeczone twarze i widac , ze chcieliby byc juz w domach. Mijamy rzymskie obozowisko z gigantycznymi namiotami rozbitymi nad rzeka. Nie ma jak zrobic zdjec , bo dzieciaki i mlodziez nas bacznie obserwuja . Henrik udaje , ze ma cos z rowerem , zeby sie lepiej przyjrzec tej “atrakcji” . W wsi robie zdjecie kozom , moim ulubionym zwierzetom ( to takie moje podrozne hobby) , a babcie ktore siedza na laweczce pokazuja oboz w oddali i mowia : cigany , cigany ?Zegnam sie z kozami i jedziemy dalej. Zaczynaja sie dalekie przedmiescia Bukaresztu i robi sie coraz smutniej . Widzimy to samo , co widzielismy wyjezdzajac stad dwa dni temu i dociera do nas , ze za godzinke , dwie bedzie koniec naszego wyjazdu. Dojezdzamy do Hiltona , odbieramy kartony i z lekkim smutkiem pakujemy rowery. Poniewaz nie jestesmy jeszcze glodni , postanawiamy pojsc na lotnisko i odprawic chociaz rowery. Okazuje sie , ze pan “roentgenowy” przyczepil sie do nabojow CO i musimy je wyjac z pudla. Twierdzi , ze nie mozna , choc WIZZAIR zezwala na 2 szt. Nie mamy sily sie “silowac” , wiec wyciagamy i zostawiamy mu na pamiatke. Idziemy cos pojesc w lotniskowych restauracjach , jakies zakupy , troche czytania wiadomosci i mozna sie powoli odprawiac . Dwie godziny z hakiem i samolot uderza kolami o pas w Sturup. Szybka odprawa ( powrot z POZA Schengen ) , ladujemy kartony z rowerami do samochodu i wspominamy najfajniejsze momenty wyjazdu . Dla mnie wyjazd konczy sie zawsze , jak wezme w domu prysznic i wypiore wszystkie ciuchy. Robie to jednoczesnie , wiec w sumie po 20 min moja wyprawa dobiega definitywnie do konca. W trzy dni zrobione 405 km i 4280 m przewyzszenia. Wspaniale widoki , cudowna natura , ale skazona niestety rumunskim syfem. Jedno jest pewne ; do Rumunii wroce jeszcze wielokrotnie , gdyz jest to kraj CUDOWNY rowerowo , a ta cala “otoczka” wcale mi nie przeszkadza , bo wiecie przeciez , ze kocham kraje UPADLE ?
-
Koniec z odpalaniem wsrod brzozek ?
-
Fw 262 powiadasz ? Mimo ze znam sie troszke na samolotach Luftwaffe , to o takim nigdy NIE slyszalem ?
-
Wstajemy o 7.00 , szybka toaleta i “proba” powietrza na zewnatrz. Jest 7 stopni , ale niebo juz czysciutkie , wiec nie bedzie tak zle. Pan ktory byl wczoraj “taki sobie” dostal niezle zjeby od wlascicielki ( nie wiem za co , ale moge sie tylko domyslic ) . Mimo kaca widocznego w oczach, zaserwowal nam niezle sniadanie. Przebieramy sie , “pobieramy” rowery z garazu i od razu ( na rozgrzewke ) wjazd 50 m w pionie . Atak psow na “przeleczy” i wjezdzamy w las . Chwila lasem i zjazd chyba 35 % do rzeki , ktora trzeba “przeskoczyc” Gdy wyjezdzamy z powrotem na asfalt , ukazuja nam sie gory Bucegi w calej swej okazalosci : Zjezdzamy do Busteni , zalanie bidonow i w las ( ale najpierw kilka 20% podjazdow w samym miescie ) . 5 km asfaltu prowadzi nas na ostatni parking przed gorami i tutaj wlasnie widzimy szyldy : NIE KARMIC NIEDZWIEDZI . Wjezdzamy w las , kamienny szlak ostro pnie sie w gore , by po 2-3 km zakonczyc sie w taki sposob : Szlak zlal sie w “jednosc” z gorskim potokiem i nagle koniec jazdy. Postanawiamy znalezc droge alternatywna , ale czekaja nas piesze wspinaczki lasem po stromiznach ponad 45% !!! Ledwo mozna isc w gore ! Znalezienie nowej drogi zajmuje nam prawie 2 godz ! Przez to musimy zmienic troszke plan , ktory by i tak nie wypalil. Droga ( lasem w dol do Bran ) ktora miala byc czynnym szlakiem , to zarosnieta skalista “slizgawka” z chyba 30% w dol . Miala nas zaprowadzic do jakiejs szerszej , ale rezygnujemy i jedziemy asfaltem do Bran ( przez Rasnov) , do ktorego mielismy zajrzec PO wizycie w Bran . Lesne “wspinaczki” : . Zjazd jest wspanialy , masa serpentyn i w koncu wjezdzamy na przedmiescia Rasnov. Walimy od razu na Bran ( droga NIE dla rowerow ). 13 km czasowki i ladujemy w stolicy wampirow : Natychmiast wyrastaja nam zeby i slonce zaczyna niemilosiernie piec odkryta skore : Ludzi straszne tu ilosci ( jest sobota ) , wiec ogladamy szybko zamek , zjadamy hamburgera z ludzkiego miesa , kukurydze polana krwia ( zamiat keczupu ) i ruszamy z powrotem do Rasnov. Znowu czasowka ( zakaz jazdy rowerem , wiec pedzimy jak samochody ) , przejazd przez Rasnov i niestety z braku czasu zmiana planow. Nie wjezdzamy na Poiane Brasov , ale walimy dolem ( dalej czasowka ) do Brasov . To wszystko przez strate 2 godzin na lazenie po rumunskich lasach . Robie tylko zdjecia Rasniovskiej fortecy i i smigamy dalej. Drogami wsrod fabryk wjezdzamy do Brasova i jedziemy na stare miasto cos wypic i posiedziec w jakiejs kawiarence. Zjadamy po lodzie ( nie w kawiarence , tylko na schodkach lodziarni ) i kierujemy sie strone Sacele. Droga ciagnie sie przedmiesciami Brasova kilkanascie km i w koncu wjezdzamy do miasteczka Sacele. Jest to na razie NAJCZYSTSZY kawalek Rumunii. Pomalowane sa nawet krawezniki ! Przedmiescia Sacele na wylocie z miasteczka , to jednak dzielnica rzymska i tam obraz zmienia sie o 180 stopni . Wypijamy Cole na rzymskim ryneczku i walimy w gore . Po kilkunastu kilometrach skrecamy w las i czeka nas wspinaczka z 600 na prawie 1300 m , szutrowo - kamienna droga . Chwilami sa 25% kawalki i trzeba niezle cisna zeby nie stanac. Pogoda wspaniala , cisza totalna i do tego cudowna okolica . W koncu zdobywamy przelecz i zaczyna sie zjazd do doliny Doftana. Zjazd gravelem na takiej drodze to niezle wyzwanie ! Na MTB siadlbym w siodle i cisnal ile fabryka dala , ale na takim podlozu ( gravelem ) tak sie nie da. Trzeba znalezc odpowiednia predkosc , zeby nie wpasc w rezonans , bo wtedy ciezko trzymac kierownice ? Pozostaje nam okolo 40 km w dol ( czasem troszke w gore ) . Z tych 40 km , 25 km to kamienie , reszta kiepski asfalt . Jemy kolacje we wsi Traisteni i tutaj zamawiamy pierwszy raz ( po glownym posilku ) , "magiczny" rumunski deser , czyli Papanasi . Sa to paczki , ale w ciescie maja tez wmieszany jakis serek. Polane sa wspanialym , domowym dzemem z wisni o konsystencji miodu. Wypijam do posilku ( pstrag z miejscowej rzeki ) winko ( i piwko ) , trosze jeszcze odpoczywamy i przed nami ostatnie 20 km do pensjonatu w Lunca Mare . Po 40 min ladujemy w Lunca i tak oto konczymy nasz drugi “wampirzy” dzien .
-
Te filtry sa ze "sztywnego" tworzywa ? Widzialem kiedys takie ( do reflektorow scenicznych ) , ale z jakiegos zaroodpornego "silikonu" . nie zaczynaj bo sie temat rozjedzie i zostanie zamkniety Ale to prawda !!! https://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/7,142076,21266759,wroclawski-witraz-wykonany-reka-owsiaka.html
-
RUMUNIA 2021 Wylot wieczorem z Malmö , ladowanie w Bukareszcie o 1.30 . Doczlapujemy sie do hotelu ( 1 km ) skladamy rowery i wskakujemy do lozek okolo 3.00 ( czas w Rumunii posuniety o godzine ) . Spimy w przylotniskowym Hiltonie , pobudka o 7.00 , sniadanie okolo 7.30 . Przed nami 146 km i 1700 m przewyzszenia . Niby malo , ale polowa zwirami w lasach , wiec trzeba wziac poprawke. Najpierw jednak trzeba wydostac sie z Otopeni ( polnocna dzielnica Bukaresztu , w ktorej znajduje sie lotnisko ) . Jedziemy dzielnicami domkow ( ogrodzonych jak fortece ) , przy drogach ( i przed domami ) sterty smieci ( butelki , puszki , jakis gruz i Bog wie co ) . Rumunski smietnik wita nas juz od pierwszych kilometrow. Jedziemy przez jakies dziwne dzielnice , gdzie domy , lub bloki ( niektore ) stoja doslownie w srodku pola ! Po kilkunastu kilometrach zaczynaja sie szutry i jazda w polach kukurydzy , ktora zaczyna juz przysychac i za chwile berdzie pewnie zbierana. Mijamy wioski , w kazdej atakuja nas stada psow ( te ataki , to raczej podbieganie z warczeniem , ale bez szarpania za lydke ) . Przy wiekszych bastardach stosuje sztuczke “gruzinska” , czyli staje , podnosze wirtualny kamien z ziemi i sie zamachuje na szczekacza. Pomaga w 100% . Widac , ze byly tak juz wielokrotnie potraktowanie i nie ida w pelne zwarcie ?. Wjezdzamy do cyganskiej wioski ( ale chyba jakiejs bogatszej ) , bo wszystkie domy murowane ! Syf niesamowity , ruch jak w ulu , a kolega Szwed jest w lekkim szoku ? .On dotychczas byl TYLKO w Polsce i Czechach , wiec wiele przezyc jeszcze przed nim . Jadac , pozdrawiamy wiekszosc mijanych rzymskich zaprzegow ( normalny i pelnoprawny srodek transportu w Rumunii ) , bo niewiadomo CO sie moze przydarzyc , a taki pozdrowiony na 100% nas zapamieta z dobrej strony . W koncu kolarzy , to tam naprawde jak na lekarstwo ( przez 3 dni minelismy moze ze 20 , z tego 10 osobowa ustawke pod Brasovem ) . Wioski wygladaja ZLE , domy otoczone koszmarnymi muro-plotami , standard “otoczenia” na stare 3 minus. Poza wsiami sa dzikie wysypiska ( czesto plonace ) i to juz bylo ze duzo dla Henrika , bo az skomentowal , ze TAK nie powinno byc i jest to barzdzo smutne ( i mial racje ) . Rumuni sa nieamowitymi brudasami jesli chodzi o srodowisko i niestety , to nie sa tylko Cyganie. W wioskach Cyganie mieszkaja zazwyczaj na koncu ( lub na poczatku , jak kto woli ) , a syf jest w CALEJ osadzie . Butelki , jakies czesci samochodowe , plastiki , palety . Generalnie k…a WSZYSTKO !!! Szkoda ze mam bardzo malo zdjec , ale jadac we trzech , jest duzo ciezej stawac i dokumentowac zdarzenia. Droga zaczyna byc powoli pofaldowana , zaczynaja sie lasy , a czasem konieczne sa przeprawy przez rzeki , gdyz nasza droga tak prowadzi , a mostu brak !!! Dobrze ze sa miejsca z plytsza woda gdzie mozna przejechac , albo jakos przejsc , PRAWIE sucha stopa. W lasach mijamy czesto rzymskie zaprzegi z pozdrawiajacymi nas dziesiatkami mlodych Rzymian . Po okolo 60 km niesmialo proponuje kolegom pierwsze piwo i pada na : Smak zaden ( moze to przez moj brak smaku ? ) , ale chyba raczej nie , bo koledzy TYLKO wypijaja i jedziemy bez zadnego komentarza dalej. Zaczyna sie coraz ciekawiej “terenowo” , gorki robia sie coraz wyzsze , a drogi coraz bardziej krete : Jako ze jestesmy niedaleko Ploiesti , ktore alianci bardzo mocno bombardowali w czasie WW II ( przemysl naftowy i produkcja paliw , a nalezy pamietac , ze Rumuni byli po stronie Niemiec ) , wiec widoki rodem z Teksasu nie powinny dziwic ( ten to nawet PRACOWAL !!! ) : Coraz wiecej gor , ale na razie asfalt . Stajemy we wsi Talea . Pijemy jakiegos radlerka , krotka przerwa , podnosimy dupy , wsiadamy na rowery , a za zakretem asfalt “staje” deba ! Podjazd ma chyba ze 30 % i 300 - 400 m , za nim male wyplaszczenie ( tylko 20 % ?) , zakret i kolejna sciana . I tak jeszcze ze 4 razy !!! Uda zapiekly potwornie , asfalt sie konczy i wjezdzamy w las : W lesie spotykamy stado pasacych sie ( dzikich ? ) koni : Do celu etapu ( miejscowosc Sinaia ) pozostaje moze ze 20 km lasem i 20 asfaltem . W lesie kolejne scianki , tetno idzie pod 90% , ale daje sie wjechac . dziury niesamowite , a na zjazdach to jest mordega ! Nikt jednak nie odpuszcza , bo BARDZO chcemy juz byc na asfalcie. Okazuje sie , ze do Sinaia bedzie jeszcze kilkanascie km pod gore ( 11km okolo 3-4 % , a reszta 6-8 % ) . Pozniej juz tylko z 5 km zjazdu serpentynami. Zakladam kurtke , bo jestesmy chyba na ponad 1100 m , godzina jest 18 z minutami i zaczyna byc zimnawo . Czekamy na dole na Tomka ( on wspina sie zawsze troszke dluzej ) i myslimy powoli o znalezieniu noclegu. W Sinai nic nie rezerwowalem , bo to takie ich Zakopane i miejsc noclegowych jest bardzo duzo. W koncu dojezdza do nas Tomek i ruszamy do centrum JESC ( i pic ) . Znajdujemy knajpke , zamawiamy i walimy w miedzyczasie po dwa browce. Tomek jest wegeterianinem wiec zamiawia jakies tam swoje rosliny , a my z Henrikiem po wielkiej pizzy i jeszcze po piwku . Nagle zrobilo sie potwornie zimno , nasze ciala wykonczone sa po 146 km walki , wiec organizm wpada w lekki "telep". Siedzimy jeszcze chwile , sciemnia sie zupelnie , wiec zakladamy lampki , jakies ostatnie ciuchy i mamy 2 km do noclegu. Przyjmuje nas dobrze nawalony pan , od ktorego chyba nawet ja ( przynajmniej w ten wieczor ) mowilem lepiej po rumunsku. ZMUSZAMY go do nastawienia budzika ( jego budzika ) na 7.00 ( biedny czlowiek , wstawac o 7.00 na takim kacu !!! ) , bo sniadanie musimy jesc o 7.30 i zmykac o 8.00. Zasypaiamy jak bobaski , nie bawiac sie nawet naszymi Iphonami . P.S. Gdy rozpoczynalismy jazde ( rano ) , w Bukareszcie bylo moze z 18 stopni , w srodku dnia bylo okolo 24 ( i slonecznie ) , ale wieczorem ( wysokosc ) , temperatura spadla bardzo szybko do 8-10 stopni !!!
-
No to teraz skontaktuj sie z Owsiakiem. On jest chyba witrazysta z tego co pamietam ?
-
Dalbym 25% rycyny w tych 18% calosci oleju . Chyba ze Marcin ma gdzies dokladniejsze dane .
-
To z instrukcji silnika MAGNUM , ale przeciez to jest TO SAMO : Fuel Recommendation We recommend using a fuel containing 15%~20% nitro and 16%~18% castor oil/synthetic oil blend lubricant. The same fuel can be used for both break-in and normal running. After break-in, a fuel containing 25% nitro can be used, but only if the fuel contains 18%~20% castor/synthetic lubricant. IMPORTANT We highly recommend that the first gallon of fuel run through the engine contains either a castor oil/synthetic oil blend, or all castor oil. Do NOT use an all-synthetic oil fuel for the break-in period. After the first gallon of fuel, you can switch to an all-synthetic oil fuel, but only if the fuel is of high quality. For example, some 'sport' all-synthetic fuels use low-grade oils or oils with the wrong thermal properties (they do not transfer heat well), and do NOT work well in Magnum engines. If there is any question, it's always safe to use a castor oil/synthetic oil blended fuel, regardless of brand, as long as the oil content matches what is specified above Tu masz cala : https://www.manualslib.com/manual/1017471/Magnum-Xl-52rfs.html?page=3#manual
-
Co to jest to "TSUNAMI" ?
-
Jacek ; nie PoPiSuj sie ? Ale zebys mogl podzielic sie pierscieniem ze wszystkimi zaangazowanymi w temat , MUSI peknac na kilka czesci !!!
-
Moze naprawde ma ? Ja chyba w piwnicy w ZG ( jak myszy nie zjadly ) mam jeszcze jakies niesklejone MM.
-
Ja to nie , ale pewnie ktos sie skusi. Dla mnie szkutnictwo to jest lekka "meczarnia" . Wole zostac w powietrzu. ? To chyba jest w granicach "przyzwoitosci" , zreszta Jacek rozumie te moje NIEgrozne dowcipy i raczej sie zdrowo POsmieje ( no chyba , ze Ci PiSnie jakies slowko , zeby mnie zawiesic ) ?
-
-
Jacek , mialo NIE byc o POlityce !!! Najgorzej , jak TRZEBA bylo sklejac jakies okrety , czy inne plywadla , choc w sumie to byl dobry trening , przed samolotami ?
-
-
Ubierz sie cieplo Pawel , gdyby Ci przyszlo zasnac na torze po imprezie otwarcia ?