Skocz do zawartości

Kret na drzewach


Mavano
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

  • 3 tygodnie później...

Wybrałem się dzisiaj rano na lotnisko w Czyżynach na którym byłem już o 6.40 . Wszystko było po  mojej myśli dopóki nie stało się coś czego nie przewidziałem . Leciałem samolotem w stronę ronda Polsatu  , wykonałem pełny zwrot ( tak mi się wydawało ) , po czym zamierzałem przelecieć nisko nad pasem startowym . Niestety to był mój błąd , źle oceniłem odległość od drzew i zahaczyłem lewym skrzydłem jedną z sosen które na moje nie szczęście są jedynymi 2 drzewami nad którymi latałem . Miałem bardzo dużo szczęścia ponieważ wiele części zamiast się połamać lub wykrzywić tylko się odkleiło  . Jedynym poważnym uszkodzeniem jakie niestety mi się przytrafiło to skrzywione przednie koło sterujące . Poniżej zamieszczam zdjęcia z kraksy . Dwa pierwsze zdjęcia są przed kraksą . Następne 2 po kraksie .

Ha..! takie sa przygody z drzewami . Mnie  przytrafiła się 2 lata temu w legendarnych Mechelinkach. Jest to klif dośc wymagajacy przy lądowaniu i mój flakon..zawiśł na sosnie na wysokości ok 7m. Zadryndałem do Pucka do strażaków i otrzymalem zgodę na akcję  oraz skierowano mnie do przyległej wioski przy Mechelinkach do ochot. straży pożarnej. Zajechałem do tej jednostki powitał mnie ochotnik dziadek /ok 70l/  mial klucze od wszystkiego - garazy ale nie mial uprawnien do wyjazdu wozem "bojowym na sygnale". Mial drabinę rozkładaną ,którą użył przy wspinaczce na sosnę / 1 etap- potem z buta po pniu/  Najśmieszniejsze ,że nim dojechaliśmi z drabiną   -   czekała już 2-ga ekipa  grotołazów-taterników / Kierownika/  i własciwie odbyły sie zawody kto szybciej drapnie model z sosny .  Dziadek-strażak nie dal szans młokosom wykosił ich już w pierwszym etapie. SZKODA, ŻE NIE UWIECZNIŁEM TEGO NA FILMIE...smiechu było po pachy...

  • Lubię to 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Witam

 

Jak dla mnie to kret na drzewie to nie kret, to ....... wiewióra :-)

Złapałem ją już w pierwszym locie. Świeży samolot i jeszcze świeższy pilot. Niestety.

 

post-14841-0-75471100-1401057674_thumb.jpg

Na zdjęciu drugi pilot.

 

Naczytałem się przed lotem wiele, szykowałem się do niego jak najlepiej, wybrałem czas i miejsce. Sześć wielkich boisk sportowe do rugby. Nawierzchnia trawiasta, drzewa daleko, z drugiej strony zatoka ale pogoda ładna. No to start. Wznoszenie, lot, pierwszy zakręt. Niestety wiatr z morza zdecydował inaczej i silnym podmuchem zabrał mojego park flyera i położył na czubku drzewa. Będzie z 15 metrów w górę. Wchodzenie na drzewo i próba strząśnięcia biedaka z gałęzi nie powiodła się. Gałęzie zbyt cienkie i po wejściu na jakieś 10 metrów stwierdziłem, że bliżej stąd do Św. Piotra niż mojego modelu. No nic, nie poddam się. Coś wymyślę.

Pozostał na drzewie do rana.

Sytuację uratował zespół straży pożarnej z Cosham, coś w rodzaju dzielnicy Portsmouth. Nie byli w stanie wjechać na miejsce wozem, to biegli z drabiną, linami itp. We czwórkę w ciągu 30 min, zdjęli mojego pechowca z drzewa.

 

post-14841-0-62883700-1401057820_thumb.jpg

 

Operacja przebiegała na wesoło ale ze zrozumieniem. Panowie stwierdzili, że zdejmowali już wiele rzeczy z drzew ale jeszcze nigdy samolotu. W ramach podziękowań dostali wielki kawał polskiego sernika (flaszka w Anglii źle by wyglądała).

 

Teraz latam na innym polu, też wielkie ale w środku wyspy (Portsmouth leży na wysepce) i z dala od zatoki.

Byłem pewien, że po nocy na drzewie pakiet odejdzie do krainy wiecznych lotów, a tu niespodzianka, działa i jest w pełni sprawny. Spowodowane było to tym, że pakiet był naładowany a lot nie trwał długo. To go uratowało.

 

Ot i tak wyglądało moje pierwsze drzewo.
Trochę nerwów, śmiechu ale wszystko skończyło się dobrze.

 

Pozdrawiam

  • Lubię to 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Ja dziś zaliczyłem kreta na drzewie, jednocześnie bijąc swój rekord odległości lotu - ponad 700 metrów w linii prostej od miejsca startu. Przyczyna kreta - po prostu przestałem widzieć model (Pioneer 1400). Chciałem polecieć jak najdalej dam radę i oczywiście wrócić, ale nagle się zorientowałem, że jestem zbyt daleko by dostrzec w którą stronę lecę. Było już za późno. Próbowałem się wybronić, bezskutecznie.

 

A ponieważ miałem na pokładzie kamerkę mobiusa, a samolot zawisł kamerą w dół, cała akcja ratownicza została nagrana - prawie godzina filmu :)

Szczęśliwie nikomu nic się nie stało. Model praktycznie bez strat, kamera także.

 

Ważna nauczka - nie latać tak daleko, by nie dało się wrócić. Teraz, gdy o tym myślę, to stwierdzam, że ten lot był wielce nieodpowiedzialny. Trzeba latać bliżej, przy nodze.

 

W skrócie tak to wszystko wyglądało:

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Miałem podobną sytuację - do Tomkowej -  z moim Pionierem. Latałem na ładnej łączce otoczonej drzewami, pozornie wiatru nie było. Ale kiedy model wyszedł nad drzewa, to okazało się, że na górze wieje jak sk.... syn. I po nawrocie nie dałem rady wrócić na lotnisko :-) Model odnalazłem jakiś kilometr dalej, wbity w jedyny krzak na rosnący na pięknej nadbużańskiej łące :-) Na szczęście było nisko, więc obyło się bez drabiny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Przeglądając dziś filmiki na Youtube trafiłem na taki, w którym - oprócz kretów na ziemi i "wiewiórów" (czyli naszych jakby nie patrzeć częstych przeżyć) - uderzyła mnie super radosna atmosfera wśród samych uczestników tych zdarzeń.

I to chyba najlepsze co nas może spotkać w tych niezbyt miłych chwilach:

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.