



-
Postów
1 447 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
40
Treść opublikowana przez zbjanik
-
Jednak imadło: jedno z ramion "L" łapiesz w imadle razem z płaskownikiem o grubości jaką ma mieć wewnątrz przyszłe "U", ale tak, aby wystawało nad szczęki. Zaginasz od góry (młotek, deska). Jeśli masz kłopot z wymiarami, to czasem warto to "U" zrobić z szerszej blachy, a po zagięciu dopiero dociąć.
-
Szalona pogoda ma jednak jakieś plusy, głównie wizualne. Zamieszczam film z przedwieczornego latania odnowionym Marabutem. Model jest teraz bardziej STOL, ale na małym gazie- na większych obrotach po prostu lata szybciej, ale też ma lepsze wznoszenie niż z profilem typu Clark. Start w pierwszym ujęciu nieco leniwy, model słabo przyśpiesza, ale to ze względu na wysoka trawę. Można też startować z ręki, ale jest co wyrzucać- rozpiętość 2 m i waga lekko ponad 2 kg. Jest kilka sekwencji z lotu jak na uwięzi- czasami tęsknię za uwięziówkami. Jest też pod koniec demonstracja przeciągnięcia- model waha się poprzecznie w obie strony i taki niezdecydowany wisi, nie za bardzo chce się zwinąć. Ogólnie zmiana wyszła na dobre, lata się lepiej niż poprzednio, a może tylko trochę inaczej i dlatego to mi się podoba. Aha- bardzo ważna sprawa- w kabinie wreszcie jest pilot!
-
Macieju- to od Mitji Ultralajta, prawda? Kupiłeś zestaw, czy kita? Ten model świetnie lata, w ogóle Mitja to jest gigant.
-
Henryk- Marabuty po prostu dobrze latają- i te mniejsze, jak i większe?. Zweryfikuj ten adres do filmu, bo się nie otwiera- może przez ten przedrostek "studio"?
-
Odświeżam wątek o Marabucie- powoli mija szósty rok od jego powstania. Model choć już bardzo mocno wyeksploatowany w setkach lotów i po różnych przejściach, jest jednak ciągle jak to Hiszpanie mówią- flughafig, czyli zdatny do lotu. Postanowiłem zmienić skrzydła na nowe. Powiększona została cięciwa i rozpiętość, powierzchnia wzrosła o prawie 13%. Pierwowzór, przecież wolnolotka, gumówka, miał nieco przewymiarowaną powierzchnię statecznika poziomego, więc teraz ten zapas się przydał i nawet proporcje rzutu z góry są lepsze, a rozpiętość wzrosła z 1700 do 2010 mm. Obciążenie powierzchni natomiast zmalało, bo waga całości pozostałą na tym samym poziomie. Stało się tak z powodu zastosowania cieńszego coroplastu, oraz specyficznego profilu, nie do końca utworzonego z dwu powłok. Jest to taki ala Jedelski- zdjęcia wyjaśniają konstrukcję. Pierwszy lot wykonałem jeszcze bez zakończeń płata, które traktowałem bardziej jako element estetyczno wykańczający, więc nie absolutnie konieczny, ale później się okazało, że byłem w tzw. "mylnym błędzie". Start przebiegł gładko, prędkość oderwania wyraźnie niższa, od razu widać, że model idzie lepiej w górę niż ze starym skrzydłem, ale pierwsze tknięcie lotek o mało nie skończyło się glebą- całkowite ADHD w tej osi. Zastosowałem "manualny dual rate", czyli pozmieniałem umiejscowienie popychaczy w dźwigniach i serwach, żeby ograniczyć wychylenia i w sumie trochę się poprawiło, ale w locie po prostej, bez dotykania sterów, model wykonywał stałe poprzeczne wahania- cały czas robił samoistny "wing over"- coś jak Spitfire z tej pamiętnej sceny z chłopcem z rowerem na polnej drodze w filmie "O jeden most za daleko", tylko, że tam celowo robił to pilot. Zaczęło mi świtać, że przyczyną jest bardzo ostra krawędź natarcia, wynikła z zastosowalnej technologii i konstrukcji skrzydła (ściślej- kanaliki wzdłuż cięciwy)- zastosowałem więc turbulator (3mm paseczek coroplastu uciętego poprzecznie, powietrze więc przepływa przezeń). Na zdjęciach jest to wersja prowizoryczna, teraz jest już to porządnie wykonane. No i już można było na tym poprzestać, bo zrobiło się akceptowalnie. Ale zostały jeszcze te "ozdobne" końcówki skrzydeł! Tu szok: po ich zamontowaniu model całkowicie złagodniał: steruje się płynnie, nie holendruje, w korek nie chce wejść, chyba że go się zmusi. Można wyłączyć silnik, całkowicie zaciągnąć wysokość, patrzeć jak statecznie tonie i czekać aż wyląduje- na razie robiłem tylko przymiarki na większej wysokości, ale pewnie się odważę i spróbuję. Musiałem też odwołać ten dual rate i powrócić do większych wychyleń. W odwodzie miałem w razie co jeszcze jeden pomysł: sloty. Może mimo wszystko i tak je zrobię, choć już bardziej z ciekawości co będzie, niż z konieczności. Co prawda oblot jest wtórny- ale film musi być:
-
Wprowadziłem kilka poprawek: wydłużyłem szyję ptaka o 70 mm, powiększyłem też powierzchnię lotek o ok. 40%. Jest też inny, cichszy silnik, lepiej pracujący ze składanym śmigłem. Pozostaje jeszcze nadanie zewnętrznej powłoki kadłubowi (papier na wikol i farba), oraz zorganizowanie jakiegoś kołpaka- dzióbka, bo do tego śmigła akurat nie mam. Zamieszczam film złożony z dwu osobnych lotów (wylatałem już prawie 2 godziny Mewą). Lata znakomicie- nie ma w zasadzie żadnych nieprzyjemnych tendencji, słucha sterów, zwłaszcza tego niewidzialnego kierunku, lotek troszkę słabiej. Nie udał mi się przypominany często przez nieocenionego kolegę Jarka dekalaż - jako rzeczywiste neutrum steru wysokości, takie eksploatacyjne, musi być zastosowane stałe wychylenie w górę- czyli powinien być większy kąt zabudowy statecznika. Ale tak to jest, kiedy buduje się model według zasad aerodynamiki mniemanologicznej, nie tej obliczeniowej. Mniemanologia jako sposób podejścia do opisu i poznania rzeczywistości cały czas ma się dobrze, ale to osobny temat. Link do filmu:
-
Jak nasza Czapla, ale z miejscami obok i nawet kolor się zgadza. Też mi się zawsze podobał ten szybowiec.
-
Lepsza taka pogoda, niż żadna...?
-
Mewa ulotniona! Nie obyło się bez problemów, dodałem przezroczysty statecznik pionowy ze sterem (czego chciałem uniknąć), znalazłem nowe, właściwe położenie SC i w końcu poszło. Film pokazuje drugi udany lot, pierwszy odbył się w niedzielę, ale dobrze po zachodzie, więc nie filmowałem. Wyznaczone na wstępnych modelach położenie SC dawało stabilny lot z reki, bez napędu. W locie silnikowym natomiast dochodziło do łatwych przeciągnięć pod byle pretekstem- nie dało się tego nazwać lataniem (pomogło duże już zboże- inaczej model by nie przetrwał tych prób). Dołożyłem więc ponad 100 g balastu, SC poszedł do przodu o 15 mm i jak ręką odjął. Ptaszek waży teraz 1300 g, trudno- ale lata! Lotki dość słabo skuteczne, do zakrętu konieczny kierunek, wysokość natomiast OK. Doskonałość niezła, z filmu wyciąłem 3 minuty wyraźnej termiki- model zrobił się za mały w kadrze, ale w kominie latał zupełnie fajnie. Jestem zbudowany jego statecznością- jest dużo lepiej niż w przeciętnym bezogonowcu, przyda się poprawa skuteczności lotek (jakoś to trzeba dopracować), co może dałoby później nadzieję na likwidację jednak statecznika pionowego. W najbliższym czasie musimy się razem do siebie przyzwyczaić, a ja będę myślał, czy ten model zostawić jak jest, a większe zmiany wprowadzić w kolejnym egzemplarzu, czy jednak poprawiać ten. https://youtu.be/qYQEuKdpA9Q
-
Arku- Jarek pewnie lepiej, naukowo, uzasadni swoją słuszną opinię o Wildze, ale wtrącę też swoje 3 grosze: Wilga nie jest samolotem trudnym w pilotażu. Jednym z jej minusów była "ceglasta" doskonałość w locie bez napędu- w sytuacji awaryjnej, np. brak paliwa to duży kłopot. A trzeba wiedzieć, że miała też wadę konstrukcyjną układu paliwowego, polegającą na tym, że wskaźnik napełnienia zbiorników potrafił, oszukiwać, tzn. wskazywał że "spoko, jeszcze masz dużo paliwa", a nie było to prawdą. Już kiedyś opisywałem to na naszym forum, więc teraz powtórzę tylko skrótowo: zatankowaliśmy z kolegą Wilgę pod holowanie szybowców po korek, tak nam się wydawało przynajmniej, tak też pokazał wskaźnik. Wilga była faktycznie wydajnym holownikiem, hol trwał za zwyczaj 4 minuty, ale też pożeraczem benzyny w takim zadaniu. Pilot holujący w trakcie któregoś z kolei wylotu zgłosił zatrzymanie silnika gdzieś nad gliwickim rynkiem, Pirat się rozsądnie i szybko wyczepił. Wilga nie dala rady dolecieć do lotniska, pilot musiał zaryzykować lądowanie na tyłach ulicy Lotników, jakoś prześlizgnął się nad dachami i przyziemił kilka metrów za płotem ogródków- ślady kół w zbożu były niewiarygodnie blisko płotu. Dziś by się to nie udało- wszystko "zurbanizowane". "Gawron by skapotował", ktoś powiedział, pamiętam. "Ale Gawron by doleciał do lotniska", odpowiedział ktoś inny. To nie było jedyne zdarzenie tego typu, wiem o co najmniej jeszcze jednym, kiedy to samolot wylądował, też szczęśliwie, między blokami. Pokazuje to też jednak zalety tego typu- dobą sterowność przy małych prędkościach na przykład. Na Wildze zginęli też (w tym samym locie) moi dwaj instruktorzy- ale to przy starcie, i to też nie był jedyny taki przypadek. Wilga, jak zresztą wszystko, ma swoje "zady i walety". Ale była "nasza", oswojona, i dało się na niej latać, a i wygląd miała niepospolity.
-
Ja sugeruję wznios oryginalny, np. zmierzony w rzutach samolotu, którymi się pewnie posługujesz. Robienie większego wzniosu też nie ma sensu, no chyba, że będziesz latał bez lotek, wtedy tak. Wznios oryginału spowoduje, że własności modelu pod względem stateczności poprzecznej będą zbliżone do prawdziwej Wilgi. Zdolności akrobacyjne tego samolotu są mocno ograniczone, nie taki był cel jego powstania, choć oczywiście znajdowali się różni śmiałkowie, próbujący a to pętli, beczek czy zawrotów. W sumie się udawało, ale to nie samolot do tego...
-
Ten jeden stopień niewiele zmieni, akrobatem labilno-neutralnym nigdy nie będzie, a Wiga na plecach i tak będzie dziwnie wyglądać. Ze wzniosem da się latać na plecach- popatrz na wszystkie Zliny serii ...26 chociażby.
-
Popieram Arka- zrobiła się moda na Wilgi z zerowym wzniosem z jakichś powodów. Z tego co widać idziesz dość mocno za wiernym odwzorowaniem kształtu, taka prosta decha nie jest prawdziwa, lepiej byłoby dać oryginalny, niewielki przecież wzniosik.
-
Skyboy już po naprawie i drobnej kosmetyce. Na zdjęciu pilot jeszcze nie ma nowych okularów- poprzednie stracił w akcji, to też już zostało uzupełnione. Wykonuje loty jak przed kraksą, ale przypomniała mi ona, że nie można lekceważyć żadnych, nawet drobnych niedociągnięć, czy sygnałów i latać na "jakoś to będzie", bo to się mści brutalnie.
-
Mewa mozolnie powstaje dalej. Wykonała nawet dwa loty swobodne, bez sterowania jeszcze, ale za to z kombinerkami jako wyważeniem, dla potwierdzenia położenia SC (użyłem wózka transportowego jako wyważarki). Kadłub ze stydoduru, na tym etapie kojarzy się nieco z jakimś galeonem, czy łódką bardziej.
-
Że drzewa przyciągają jest już dawno udowodnione, ale ciekawe, że niektóre bardziej. Wczoraj przed zachodem słońca Skyboy zaliczył pierwszą poważniejszą kraksę- zawisł na dębie rosnącym tuż przy płocie sąsiada. Tych drzew jest tam więcej, ale wymieniony dąb się wyróżnia swoim przyciąganiem, bo to już drugi taki przypadek, po modelu Breakfast parę lat temu. Sielanka- bezwietrznie, piękna, soczysta zieleń młodego zboża- aż kiczowata (nawozy podrożały, ale nie aż tak bardzo, czyste niebko)- wszystko super. Po starcie i nabraniu wysokości ok. 60-70 m nad środkiem pola, daleko od zabudowań, rozległa się całkowita cisza, silnik stanął, śmigło się złożyło, stery zero reakcji. Rozłączyło się zasilanie w modelu. Skyboy przeszedł w stabilny, można powiedzieć wzorcowy lot ślizgowy (ciągle się dziwię jego dużą doskonałością, szczególnie to wychodzi przy lądowaniu, a klap niestety- nima!). Tyle, że w czasie szybowania leciutko skręcał w lewo, niestety w stronę wsi. Bezsensownie próbowałem trymować. Wpadł w tego dęba na wysokości, jak to potem obliczyłem ok. 13 metrów. Po lekkim ochłonięciu rozpocząłem akcję ratunkową. Ze starej wędki, rurki plastikowej do wody i listwy na łaty przy pomocy taśmy klejącej zbudowałem wysięgnik o długości 8,5 m, zakończony pętlą z grubej żyłki (jak ludzkość mogła żyć tyle tysięcy lat bez taśmy klejącej?). Do tego rozstawna drabina- ok. 3 m no i moja jakaś tam wysokość. Plan był taki, żeby pętlą złapać kółko ogonowe- powiódł się! Urwałem kółko. Ale udało się model podnieść i wyciągnąć podwozie główne z widełek gałęzi- opadł piętro niżej i znowu zawisł. Ale było do niego bliżej i udało się znowu go podrzucić i w końcu spadł na miękką ziemię. Ma szereg uszkodzeń, ale naprawialnych- będzie latał. Przyczyną było to, że ze względu na niezgodność typów złączek pakietu i regulatora, trzeba stosować adaptrek i ten zawiódł. Ale muszę sprawiedliwie przyznać, że mnie przed startem ostrzegał, bo po pierwszym sygnale dźwiękowym, rozległ się drugi, czyli była przerwa. Zignorowałem to, bo "przecież działa- to lecimy". Za błędy się płaci.
-
No właśnie, byłoby lekko przewymiarowane. Ale dzięki za sugestię! Bocian fajny- od razu widać, że ogródek modelarza?
-
Wygląda na Bambino, faktycznie z NRD. W razie co, mam zapasowy kołpaczek, jakby się zgubił...
-
Dzięki Jarku- jak zawsze jesteś niezawodny. Pozdrawiam, książkę mam i powoli wchłaniam, bo studenckie czasy i możliwości szybkiej percepcji "ze zrozumieniem" dawno za mną ?.
-
Przyszedł czas na realizację pomysłu zawieszonego w poczekalni już od kilku lat. Najpierw powstał malutki prototypik wycięty z kartonu, wyważony spinaczem. Okazało się, że lata całkiem, całkiem. Był tak mały, że pan Reynolds go zupełnie nie zauważył. Inaczej z kolejnym, już nieco większym, w skali 1:3 w stosunku do planowanej wersji docelowej, która ma 2 m bez trzech centymetrów. Został zbudowany przede wszystkim w celu dokładniejszego określenia położenia środka ciężkości. Doskonałość w locie ma podobną do mniejszej wersji, ale już potrafi się zwinąć w korek. Tym nie mniej lata, choć jest wrażliwy na "parametry wyrzutu" z ręki. Oceniłem w sumie że sprawa jest rokująca, więc przystąpiłem do realizacji skali 1:1. Materiał na skrzydła to coroplast 2 mm. Ogólnie koncepcja jest podobna do "Małego Modelarza", którego jestem wychowankiem (również autorem)- czyli próbą utworzenia bryły, często z powierzchniami nierozwijalnymi z tworzywa płaskiego, powłoki elastycznej, rozwijalnej (papier w "MM", coroplast w Mewie). Spód profilu płaski, góra wyoblona na piankowych żebrach- to w częściach wewnętrznych. W końcówkach zaś wypełnienie pełne z ręcznie rzeźbionego styroduru (rumuński, dość miękki). Nie ma klasycznego dźwigara, pomijając taki szczątkowy w środku skrzydła, wykonany z naprężonego, ugiętego pręta bambusowego przyklejonego do sklejkowego formownika- celem jest tu bardziej zapewnienie wzniosu centropłata. Końcówki skrzydła niestety nie będą miały idealnie gładkiego profilu- nie udało się zagiąć coroplastu na bardzo małym łuku przy takim kierunku kanalików, jaki akurat tam jest. Jest to pewien kompromis z zagadnieniem wytrzymałości skrzydła, postawiłem bowiem na wykonanie połówki z jednego arkusza właśnie ze względu na wytrzymałość. Z drugiej strony, nie ma to być w zamyśle superorchidea, profil w sumie to taki trochę Clark, trochę KFM, może nawet niedokładności będą turbulatorami, które pomogą zachować stateczność przy dość jednak wąskich końcówkach. Tym bardziej, że jeszcze przecież są tam lotki. Sterowanie: lotki, wysokość i gaz. Ster wysokości na ogonie. Nie będzie powierzchni pionowych. Modele wstępne pokazały, że w locie swobodnym da się bez- mam nadzieję, że w sterowanym też. Jeśli okaże się że jednak latanie bez jest albo niemożliwe lub mocno utrudnione, dołożę jakiś statecznik, na pewno "niewidzialny", czyli przezroczysty i na pewno zrobię to z bólem. Jeśli całość wyjdzie pozytywnie, nie wykluczam budowy wersji doskonalszej, już nie takiej "małomodelarzowej", ale z pełnego bądź płytowego styroduru, z lepszymi profilami i kształtami. Ale czas pokaże, na razie przede mną dokończenie skrzydła, potem kadłub i napęd. Kadłub będzie już teraz bliższy tej całkiem finalnej wersji- właśnie "rzeźba" z pianki z oklejoną papierem czy tkaniną powierzchnią. Napęd- motorek tak do góra 200 W, śmigło składane oczywiście -" w dzióbku". Skrzydło z serwami powinno się zamknąć w wadze poniżej 500 g, na to teraz przynajmniej wygląda.
-
Mamy przy domu trawnik, tak około 600 m2. Mam kilka kosiarek (elektryczne, ręczne) ale chyba nadszedł czas, żeby przejść na automat. Czy ktoś mający takie urządzenie mógłby podpowiedzieć jaką wybrać. Wydatek jest konkretny, nawet na te najtańsze. Może warto wyłożyć nieco więcej?- ale nie chcę robić tego w ciemno. Wpadłem na pomysł, żeby to gdzieś wypożyczyć i wypróbować. Pomysł dobry, ale nie do realizacji, bo nie znalazłem takiej opcji u żadnego sprzedawcy. Jestem skłonny nawet wprosić się do kogoś kto by mi pokazał i opowiedział, jak to u niego się sprawdza- oczywiście jak to nie będzie na drugim końcu Polski )jestem z północno-wschodniej części opolskiego). Trawnik jest płaski, ale mało regularny- rabaty-"wyspy", "półwyspy" itd.
-
Grzegorz- nic zaskakującego. Jakość wykonania ruskich motorków jest ogólnie znana- marna. Miałem dwa takie sokoły- jeden chodził dobrze, super łatwo zapalał, ale przeżył kilka lotów w uwięziówce i pękł wał. Drugi żył dłużej, ale dlatego, że trudno zapalał, a jak już, to się mocno przegrzewał, nie pomogło przedłużone docieranie. Sam pomysł tej młotkowej farby... no niech już pozostanę jednak przy tych lepszych wspomnieniach, bo mimo wszystko latać było trzeba no i czasem się udawało, nawet z takim napędem.
-
-
Szybowiec STERUS 5 -konstrukcji J. Wojciechowskiego
zbjanik odpowiedział(a) na ikar61 temat w Motoszybowce
Henryk- najlepiej jak w oryginalnej dokumentacji... Ale już same tylko skrzydła prezentują się znakomicie! -
Darek, to gratulacje, ale podepnę się do twojego tematu: mam twardy dysk zewnętrzny ADATA HV620. W pewnym momencie przestał działać, tzn. komputer go nie widzi. Owszem, napęd słychać, widać też diodę podświetlającą, czyli wizualnie niby dobrze. Próbowałem tego programu z początku wątku- bez efektu. Kabel jest OK, sprawdzony na innym dysku. Wyrzucić, czy coś jeszcze się da zrobić?